sobota, 17 grudnia 2011

WARFARE - Metal Anarchy (1985)


Jeśli lubisz speed metalowe granie przesiąknięte rock'n rollem w stylu MOTORHEAD, NWOBHM w stylu TANK, czy VENOM, to śmiało możesz posłuchać angielskiego WARFARE. Kapela została założona w 1982 r i rozkwit tej grupy przypada na lata 80, a także na początek lat 90. Jednak surowe granie, które opierało się na prostocie , które pozbawione było jakichkolwiek urozmaiceń, balladowych fragmentów nie do każdego słuchacza trafiało, to też grono słuchaczy nie było zbyt wielkie i zespół po jakimś czasie się rozpadł. Warto wspomnieć, że zespół w nowym tysiącleciu przypomniał o sobie za sprawą komplikacji. Wracając do ich twórczości, to najbardziej charakterystycznym dla nich albumem jest „Metal Anarchy” z 1985r. Krążek jest napiętnowanym tymi wszystkimi wcześniej wspomnianymi cechami, a trzeba pamiętać, że ów album jak i styl zespołu jest zbudowany w oparciu o dość charakterystyczny wokal Puala Evo, który jest daleki od ideału i właściwie jego maniera irytuje, pomimo skojarzeń z Lemmym. Dużo hałasuje, ale bez większego sensu i podobnym jest perkusistą, gdyż jego partie są dynamiczne, ale momentami zbyt chaotyczne. Natomiast wioślarz Gunner choć potrafi grać, to często jest zagłuszany co nieco psuje ostateczny wydźwięk całego albumu. Produkcja nie jest najwyższych lotów, co nieco dziwi zwłaszcza kiedy nad brzmieniem pracował Lemmy z MOTORHEAD. Również materiał daleki jest od ideału i na dobrą sprawę wszystko jest zbudowane na jednym motywie ala MOTORHEAD, gdzie jest sporo punkowego feelingu i szaleństwa. I cała płyta jest poprowadzona w tej stylizacji. Tak więc pełno jest szybkich, dynamicznych kompozycji utrzymanych w stylu MOTORHEAD („Electric Mayhem”, „Death Vigilence”, czy też „Metal Anarchy”). Patrząc na długość utworów, zwłaszcza na czas choćby melodyjnego, zadziornego „Disgrece” to ma się wrażenie, że zespół zbyt dużej wagi nie przywiązał do aranżacji, a także do pomysłów w ramach komponowania, co dało w efekcie krótki album trwający zaledwie 33 minuty. Cóż w przypadku tego wtórnego i niszowego grania to jest bez wątpienia zaleta. Strasznie ciężko wyróżnić jakiś utwór, zwłaszcza kiedy w kółko jest wałkowany podobny motyw i styl MOTORHEAD co sprzyja efektowi zlania się utworów czyniąc go jedną papką, z której mało co wynika. Idealny przykład, że sama energia i szaleńcze podejście do metalu nie wystarcza by podbić serce słuchacza. Słuchając tego albumu, można się zastanawiać jak udało się zespołowi tak długo tworzyć? Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz