piątek, 18 marca 2016

SEVENTH AVENUE - Southgate (1998)

Do grona tych najciekawszych albumów Seventh Avenue należy wymienić dobrze rozpoznawalny przez fanów power metalu „South Gate”. Okładka w stylu s-f, nieco zgładzone brzmienie i odpowiednia stylizacja sprawiają, że ten album już kojarzy się nie tylko z Gamma Ray. Running Wild, Helloween ale też Gaia Epicus. Ten krążek wydany został w 1998 roku już w nieco innym składzie, ale wciąż pokazywał to co najlepsze w zespole i tylko potwierdzał, że trzeba się z nimi liczyć na power metalowym podwórku.

Zespół zasilił nowy perkusista Mike Pfluger, który znakomicie zaprezentował swoje umiejętności na „Southgate”. Pojawił się też po raz pierwszy drugi gitarzysty tj Andi Gutjahr. Od razu pojawiła się większa przestrzeń w sferze partii gitarowych. Zespół dalej kontynuuje to co zaprezentował na „Tales of Tales” i nie próbuje zmieniać swojego wypracowanego stylu. Można dostrzec tylko kosmetyczne zmiany, jak choćby bardziej zróżnicowanie solówki i jakby większy element zaskoczenia w tym aspekcie. Płyta jest bardzo melodyjna, zróżnicowana i dobrze przyrządzano. Nie ma miejsca tu na nudę i przewidywalność. Cały czas się coś dzieje i każdy utwór potrafi dostarczyć nam prawdziwej frajdy. Można z pewnością dyskutować nad formą i długością materiału, czy ponad godzinny materiał to nie za dużo. Z pewnością jest to lekka przesada i ujma dla albumu. Intro w postaci „Introduce” przypomina te najlepsze z Helloween czy Gamma Ray. Jednak czy mamy do czynienia z albumem, który ma szanse dorównać klasykom jak „Keeper of The Seven Kyes”? Niestety troszkę brakuje tej świeżości. Jednak początek płyty jest wysokich lotów. Tak samo można mówić o pierwszym poważnym kolosie zespoły czyli „Southgate”. Jest to power metalowa petarda w której zespół daje upust swojej fantazji i pomysłowości. W efekcie wyszedł jeden z ich najlepszych kawałków. To jest Seventh Avenue w pigułce. „Protection of Fool” to taki bardziej już niemiecki heavy/power metal z domieszką toporności. Dalej mamy szybki i melodyjny „Carol”, który ukazuje ile wniósł Andi w sferze partii gitarowych. Jest element zaskoczenia i większa różnorodność. Nie mogło oczywiście zabraknąć kolejnej ballady i tym razem „Father” nieco ustępują balladom z poprzedniego krążka. Nie ma już takich emocji, takiej lekkości. Taki radosny „May the best one win” ma coś z „Eagle Fly Free”. Na uwagę zasługuje bez wątpienia epicki, nieco mroczny „Puppet of Mighty”, który ma sporo elementów z Running Wild. Podobne skojarzenia gdzieś wzbudza instrumentalny „Storm 1”, który ukazuje jak band jest świetny instrumentalnie przygotowany. Największym hitem z tej płyty jest bez wątpienia przesiąknięty twórczością Kaia Hansena „Nameless Child”. Utwór wyróżnia pomysłowy riff i przebojowy refren, który napędza ten kawałek. Na sam koniec mamy kolejny killer w postaci „Big City Sharks” i hit w postaci „Goodbey”.

Seventh Avenue rośnie w siłę i nagrywa kolejny bardzo dobry album, który jest wymieniany wśród tych najlepszych. Jest duża dawka klasycznego, europejskiego power metalu spod znaku Gaia Epicus, Helloween czy Gamma Ray. Herbie brzmi jeszcze pewniej, jego popisy gitarowe z Andi są podręcznikowe i pokazują co to znaczy prawdziwy melodyjny, energiczny power metal. Klasa sama w sobie. Gorąco polecam! Satysfakcja gwarantowana.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz