sobota, 28 maja 2022

REMAINS OF DESTRUCTION - New Dawn (2022)


 Fiński power metal od razu kojarzy się z Sonata Arctica czy Stratovarius i w sumie nic dziwnego, że debiutujący Remains of Destruction czerpie z tych kapel. Postanowili grać symfoniczny power metal w klimatach starych płyt tych wielkich zespołów. Cieszy fakt, że mają pomysł na siebie i brzmią współcześnie. Z pewnością debiut "New Dawn" zasługuje na poznanie, bo to wartościowy krążek.

Trzon tej formacji to trzech muzyków z Symphony of Shadows, który zarejestrował co ciekawe epkę o takim samym tytule. W zespole na pewno uwagę przykuwają zgrabne i przemyślane partie gitarowe Timo i Saalas. Jest w tym nawiązanie do klasyki, ale też powiew świeżości i współczesności. To nie jakieś kalka lat 90, oj nie. Wokalista Jesse też błyszczy. Ten pewny siebie głos, ta zadziorność w głosie i charyzma przykuwają uwagę i słychać, że nie jest to jakiś tam amator.Ciekawa okładka i mocne, dopracowane brzmienie to miłe dodatki. Najważniejsze, że zespół jest zgrany i rozumie się znakomicie, a to przedłożyło się na udany materiał.

Nie powaliło na kolana, ale w końcu w takiej formule dostaje dojrzały i dopracowany materiał. Już od pierwszych sekund band skrada serce i zdumiewa swoją pewnością. Otwieracz "blood moon" tak naprawdę wyrywa z kapci. Jest moc, jest pazur i ciekawa dawka melodyjności.  Nieco stonowany i bardziej klimatyczny "Final Light" też pokazuje nieco inne oblicze zespołu. Band wie jak grać ciekawy i porywający power metal. Brzmi to naprawdę dobrze. Dalej mamy nieco progresywny "New Dawn" czy bardziej agresywny "Mastermind". Panowie potrafią pójść też w epickość i bardziej orkiestrowe smaczki. Taki właśnie jest "Mankinds bequest". Godny uwagi jest też melodyjny "From shadows we Rise"

Dobry start zaliczył Remains Destruction. Płyta może nie jest najlepszym co słyszałem w tym roku, ale zaliczam do grupy płyt, do których będę wracał. Sporo ciekawych melodii, udanych riffów i cały czas się coś dzieje. Niby nic nowego, niby nic genialnego, a radość z odsłuchu jest. Będę obserwował poczynienia tej kapeli, to na pewno.

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Tylko te 37 min to raczej jakaś epka niż album. Może to tak by zachęcić słuchacza na przyszłość, bo gdyby dołożyli jako 10 utwór jakiegoś giganta 10 minutowego to bym dał ukłon.Ciekawostką jest że jak słucham wokalistę to jakbym słyszał naszego wokalistę z Pathfinder'a ? Choć może to moje takie złudzenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EP to materiał trwający DO 30 minut. Powyżej jest już LP.

      Usuń