sobota, 11 czerwca 2022

WIND ROSE - Warfront (2022)


 Nie, to nie jest recenzja gry komputerowej, chociaż okładka wiele na to wskazuje. Przyszedł czas na najnowsze dzieło włoskiej formacji Wind Rose, które nosi tytuł "Warfront". Nie miałem żadnych oczekiwań względem tej płyty, ponieważ od lat ta kapela reprezentuje średniej klasy power metal.  Jednak prezentowane single z nowej płyty zwiastowały jednak coś znacznie ciekawszego niż na ostatnich płyt. Odpaliłem płytę i wiecie co? Śmiem twierdzić, że to ich najlepszy album.

3 lata przyszło czekać fanom na nowy album i zespół nie zmarnował tego czasu. Dopracował swój materiał, dopracował swój styl i teraz już nie ma miejsca na fuszerkę i zgrzyty. W końcu jest radość z słuchania ich muzyki. Nie tylko pojawiają się ciekawe melodie i wyraziste riffy, ale jest rycerski klimat i dbałość o detale. Troszkę zabrakło mi mocy i może większej liczby petard, ale nie zmienia to faktu że płyta trzyma wysoki poziom i jest najlepszym co band stworzył do tej pory. Słychać, że rozwinął się nam wokalista Francesco, który ma ciekawą barwę głosu. Jego głos jest zadziorny i taki idealny do rycerskiego power metalu.  Dobitnie to potwierdza "Army of Stone". Band potrafi bawić się konwencja power metalu i nie trzyma się kurczowo jasno określonych ram. Podniosły "Tales of war" to znakomity tego przykład, a sam utwór ma wiele do zaoferowania. Refren rozkłada na łopatki i taki bojowy power metal zawsze jest w cenie. Kto kocha Powerwolf, czy Blind Guardian ten na pewno pokocha przebojowy "Fellows of the Hammer". Klasa sama w sobie. Podniosły i stonowany "Gates of Ekrund" też szokuje swoją formą, dopracowaniem i epickim rozmachem. Niby panowie nic odkrywczego nie tworzą, ale muzyka ich jest intrygująca i robi wrażenie. Postawili na sprawdzone patenty i dopracowali tym razem kompozycje i to przyniosło efekt. Rozbudowany "the battle of the fives Armies" mocno nawiązuje do twórczości Sabaton, co nie jest takie złe. Najlepsze jest to, że band dalej zostaje wierni swojemu stylowi i nie dokonuje chamskiego plagiatu. Kawał dobrej roboty i słychać, że gitarzysta na tym krążku w końcu daje coś więcej od siebie. Gitarzysta Claudio Falconcini rozkręcił się na dobre. Całość wieńczy spokojny "Tommorow has come", który zalatuje nieco Blind Guardian, ale to też nie jest jakiś minus, zwłaszcza że band robi to na wysokim poziomie.

Nie da się zaprzeczyć, że panuje tutaj wysoki poziom zawartych kompozycji. Panowie wzbili się na wyżyny swoich umiejętności. W końcu płyta jest dopracowana, równa bez nudnych kawałków i dostarcza sporo frajdy słuchaczowi. Niby nie ma nic nowego, a jest uśmiech na twarzy. Nieco zabrakło mi może ognia, jakiś mocniejszych zrywów, ale to może moje czepialstwo. Fani power metalu na pewno już słuchają i znają ten krążek, ci którzy jeszcze się wahają mogą śmiało zmienić zdanie i odpalić album, bo jest to power metal z górnej półki.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz