Strony

czwartek, 3 listopada 2011

SOUL SOURCE - When hereos Fall (2011)

Brakuje wam power metalowego rozpierdolu? Z dużą dawką melodii, energii, tajemniczego klimatu, z dość urozmaiconą, bogatą aranżacją? No to chyba mam coś dla was. Szwedzki SOUL SOURCE który gra power metal. Zespół powstał w 2002 roku, rok później wydał pierwsze demo i wzięli udział w konkursie “Young Metal Gods” . Nie dawno, bo pod koniec października ukazał się debiutancki album „When Hereos Fall”. Zapewne gdyby nie intrygująca okładka owej płyty, który zupełnie nie mieści się w koncepcji power metalowej, bardziej pasuje do gothic metalu, czy też bardziej mroczniejszych odłamów metalu i gdyby nie znane nazwiska muzyków, a przynajmniej niektórych z nich. Jorgena Poe Andersona jako basista znany z zespołu BLOODBOUND, Martina Landera perkusisty występującego wcześniej choćby w CRYSTAL EYE to zapewne żyłbym w nieświadomości że coś tak genialnego się pojawiło na rynku heavy metalowym. Tak genialny, a nawet arcydzieło to słowa, które idealnie odzwierciedlają poziom owego krążka. Technicznie jak na samodzielną produkcję jest to wyjątkowo perfekcyjna robota. Krystaliczne brzmienie, które podkreśla dynamikę i klimat owego materiału. Muzycy to kolejny aspekt, który budzi podziw, bo jest chemia między nimi i każdy jest mistrzem w tym co robi, zwłaszcza wokalista Kjelle Hombole, który jest technicznie znakomity i potrafi śpiewać zadziornie, jak i nastrojowo, czy też adekwatnie do dynamicznej sekcji rytmicznej. Album jest, krótki, zwarty i bardzo energiczny. Zespół dzielił niegdyś scenę z DRAGONFORCE i w sumie się nie dziwię, choć to SOUL SORCE zasługuje na bycie gwiazdą wieczoru. Choć dynamicznie, czy pod względem melodii można doszukać się powiązań z DRAGONFORCE, tak w samej konstrukcji, budowaniu nastroju czy klimatu to już nie. „Destiny Horizon” świetnie otwiera album, dając obraz tego co będzie dalej. Dynamika, przebojowość w refrenie, a także wyeksponowanie melodyjnych riffów. Do tego rozpędzona sekcja rytmiczna, a także urozmaicona faza solówek. „Fight Freedom” to popis Landera, ale nie tylko. Świetny przykład, że można połączyć szybki, melodyjny power metal z elementami rycerskiego heavy metalu. „Heroes (At Heart” to prawdziwy demon szybkości, ale bardziej dostojny niż te patatajki DRAGONFORCE. „Fly” już bardziej nastrojowy, bardziej rytmiczny, a wzbogacenie go klawiszami dodaje tylko przebojowości. Pod względem stylistycznym, czy też nastroju wyróżnia się „Twilight Illusion”, w którym usłyszmy kobiecy głos robiący chórki, a także growl. Wszystko i tak spina niezwykła dynamika, lekkość przechodzenia między melodiami, przebojowość, niezwykłe umiejętności muzyków. Zaskoczenie roku, że tak powiem, ostatni raz podobne zaskoczenie mi sprawił TIMELESS MIRRACLE. Prawdziwa perełka w gatunku power metalowym. Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz