Strony

piątek, 16 grudnia 2011

WILD DOGS - Wild Dogs (1983)


Jednym z mniej znanych zespołów amerykańskich jest bez wątpienia WILD DOGS, choć nieco to dziwi bo kapela wydała sporo solidnych albumów i do dzisiaj pomimo wielu zawirowaniom i zgrzytom jest aktywna. Historia tego zespołu zaczęła się wraz z rokiem 1980 kiedy to została założona w miejscowości, która się zwie Portland. Na pierwszy przejaw aktywności zespołu trzeba było czekać 3 lata i przejawiło się ono w postaci dema, zawierającego 5 utworów, a także debiutanckiego albumu, który został zatytułowany po prostu „Wild Dogs”. Album ukazał się pod skrzydłem wytwórni Sharpnel i zawierał muzykę z pogranicza heavy metalu i hard rocka, stawiając duży nacisk na przystępność melodii i przebojowość przejawiającą się w łatwo zapadających refrenach, czy też prostych riffach. Zapewne nie pisałbym o tych wszystkich cechach, gdyby nie dwie osoby, a mianowicie gitarzysta Jeff Mark, który stawia na pomysłowość i szaleństwo w swoich partiach. Drugą osoba jest wokalista Matthew McCourt, który łączy w sobie możliwość śpiewania czystego, w wysokich rejestrach, jak i też zadziornego w niskich. Ale czy ktoś by zwracał uwagę na takie detale, kiedy materiał by zawodził? O to jest pytanie. Na szczęście nie musimy gdybać, gdyż materiał jest solidny, dopieszczony i nie ma większych powodów do narzekania. Na albumie znajdziemy praktycznie wszystko, od szybkich, dynamicznych kompozycji ( „Life is Just a Game”, „Two Wrongs”, czy „Never Gonna Stop”), po hard rockowe kompozycje, w których jest i szaleństwo i luz ( „The Tonight Show” z pomysłową partią gitarową, czy „Born To Rock”), aż po bardziej heavy metalowe propozycje (zakorzeniony w niemieckim heavy metalu „The Evil In Me”, czy też przebojowy „Take No Prisoners”, który pretenduje do najlepszej kompozycji z tego albumu). Całość jest spójna i równa, co przedkłada się na miły odsłuch. Choć nie brakuje tutaj atrakcyjnych melodii, przebojów, to jednak wszystko jest utrzymane w granicach przyzwoitości, bez próby wykroczenia poza tą granicę. Ta cecha w połączeniu z oklepanym stylem grania sprawia, że album jest tylko dobry, a szkoda bo mogło być coś więcej z tego. Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz