Historia amerykańskiego STEEL
ASSASIN to jedno wielkie pasmo nie szczęść, gdzie były
problemy z wydaniem debiutanckiego albumu, potem kapela się rozpadła
i reaktywowała w 2007 r.. Dzisiaj za pewne mało kto kojarzy ten
band z latami 80 i raczej każdy teraz żyje terażniejszością i mam tu
na myśli nowe wydawnictwo tego heavy metalowego zespołu czyli „WWII
: Metal Of Honor” . I w sumie ciężko powiązać ten album z
latami 80 i słychać , że kapela chciała pokazać że z tamtego
okresu pozostało doświadczenie, pomysł na melodie, konstrukcje
utworów, a tak słychać ten terażniejszy heavy metal, gdzie
jest ciężar, jest mocne brzmienie, który stawia na
soczystość, wyostrzenie poszczególnych instrumentów,
które ma zapewnić odpowiednie tło pod ostre, ciężarne
riffy. Niby z jednej strony brzmi to bardzo dobrze, a z drugiej czuję
nie dosyt zwłaszcza kiedy pomyślę o poprzednich wydawnictwach, z
naciskiem na „War Of Eight Sword”. To był i w sumie dalej jest
znakomitym dziełem gdzie można poczuć niezwykła moc heavy metalu,
tą zadziorność, lekkość, przebojowość i ten epicki charakter,
tego w sumie oczekiwałem od jego następcy. Właściwie co pozostało
to niezwykle dopieszczone brzmienie, talent muzyków, które
gwarantuje całkiem przyzwoitą rozrywkę na pewnym poziomie. Bo
znajdziemy tutaj wszystko co powinno zdobić taki album, czyli ostre,
cięte riffy wygrywane przez duet Curran/ Mooney gdzie mamy
zapewnioną precyzję i staranność, solidność i ciężar, szkoda
tylko że czasami czuję w tym wszystkim porządne i nieco toporne
granie, które pozbawione jest elementu zaskoczenia, lekkości
z poprzedniego albumu, brakuje mi też jakiś ciekawych zapadających
melodii w tym aspekcie. Czuje w tym wszystkim jakby granie na siłę.
Bez wątpienia co łączy oba albumy to starannie wyważone linie
wokalne Johna Falzone, który jest takim rasowym wokalistą i
sprawdza się w wysokich rejestrach i słychać nieco w tym wszystkim
manierę Bruca Dickinsona. Również nić połączenia między
tymi dwoma albumami można wytknąć w przypadku sekcji rytmicznej
która jest tutaj imponująca, urozmaicona i dzieję się sporo
jest czasami szybko tak jak w melodyjnym „Blietzkrieg Demons”
który jest najlepszym utworem na płycie, czy też stonowana,
gdzie mamy ponury klimat, nieco toporności tak jak to jest w „The
Wolfpack” który tylko dowodzi że to już nie ten sam
poziom muzyczny co na wcześniejszym albumie i słychać tą przepaść.
Tak więc warto przybliżyć nieco
tutaj zawartość ów materiału. Fani amerykańskiego MANOWAR,
czy też JUDAS PRIEST powinni być zadowoleni z wydźwięku całości.
Otwieracz w postaci „ God save London” sieje zniszczenie i
słychać, że jest to heavy metal doświadczonych ludzi którzy
stawiają na solidność i ciężar. Oczywiście są i rozbudowane
kompozycje jak „Iron Fist” który ma coś z METAL CHURCH,
IRON MAIDEN i wszystko brzmi bardzo ciekawie bo jest wyważenie
między melodyjnością i ciężarem i jest to już ciekawsza
kompozycja. Sporo się dzieje, tylko pytanie: czy nie szło tego
zawrzeć w 4-5 minutach? Trzeba przyznać że atutem tego albumu są
szybkie, dynamiczne i bardzo melodyjne kompozycje, gdzie zespół
nie kryje zamiłowania do IRON MAIDEN i tu na myśl przychodzi taki
nieco urozmaicony „Bastogne” , rozpędzony
„Guldenacal” . Na
poprzednim albumie był epicki kolos tak i tu jest, a w tej roli
„Nornamndy Angels”który
imponuje klimatem, zróżnicowaniem i przetasowaniem różnymi
motywami, jednak to wszystko na dłuższą mętę nieco przytłacza i
zaczyna nudzić. Jednak najmniej entuzjazmu wzbudzają u mnie dwa
kawałki, a mianowicie stonowany, ociężały i mało atrakcyjny
„Four Stars Of Hell”
i nieco przekombinowany „Red sector A” który
z drugiej strony imponuje melodyjnością i dynamiką.
Oczekiwania
względem tego albumu były u mnie dość spore i chyba zbyt
wygórowane. Nie ma drugiego „War Of Eight Sword” i na
osłodę pozostaje fakt, ze to bardzo przyzwoity album, który
zaspokoi raczej gusta tych co lubią mocny, zadziorny, solidny heavy
metal. Ci którzy szukają większych wrażeń, czegoś
ambitniejszego, na wyższym poziomie, muszą poczekać lub poszperać
w starszych nowościach. Dobra robota i nic ponadto.
Ocena:
7/10
Właśnie słucham i całkiem fajny krążek muszę przyznać.
OdpowiedzUsuńKrążek dobry, ma kopa, jest mocna praca gitar, ale brakuje mi tu czegoś:P Myślę że w tej kategorii ciekawszy był ACCEPT, czy też świetny 3 INCHES OF BLOOD. Ale słucha się tego wydawnictwa dobrze. Polecam oczywiście poprzedni album jeśli nie znasz, to jest dopiero dzieło:D
OdpowiedzUsuńMiałeś racje poprzedni album jest lepszy... no nie znałem go wcześniej dzięki.
OdpowiedzUsuńHehe a proszę cała przyjemność po mojej stronie. Wszystko jest lepsze na poprzednim albumie, wokal, kompozycje, nawet okładka:D No i ten epicki klimat:D
OdpowiedzUsuń