Def Leppard pracuje obecnie nad
nowym albumem, ale to że nagrają coś na miarę starych płyt jest raczej nie
możliwe i pozostaje to jako niespełnione marzenie. Jasne, wiele młodych kapel
czerpie z ich twórczości, ale żaden nie postanowił z kopiować ich styl i nagrać
album identyczny jak „Hysteria”. Takie mierzenie się z legendą nie zawsze
dobrze wychodzi, ale to co zrobił amerykański Loud Lion jest przejawem
geniuszu. Odtworzyć tak styl Def Leppard z lat 80 i w dodatku nagrać album
identyczny w formie i aranżacjach do „Hysteria” jest nie lada wyczynem,
zwłaszcza że Loud Lion nie ma takiego stażu jak Def Leppard. W końcu ktoś
podjął się drogi wydeptanej przez Def Leppard i Loud Lion to taka młoda wersja
Def Leppard i nie mają się czego wstydzić. „Die Tough” to znakomity hołd
złożony dla Def Leppard i przyjrzyjmy się mu nieco bliżej.
Dziwaczna okładka też ma nam
przybliżyć kiczowate okładki Def Leppard z lat 80, ale na tym nie koniec
porównań z Brytyjczykami. Od wielu lat szukałem dobrej kopii Brytyjczyków, ale
zawsze czegoś brakowało, zwłaszcza wokalisty pokroju Joe Elliot. Brakowało tego
jego ciepła, techniki i klimatu. Loud Lion ma jednak Robbiego Royce’a, który
brzmi jak odmłodzona wersja Joe’a. Ciężko znaleźć między nimi różnice i nawet
manierę mają podobną. Strzał w dziesiątkę. Chórki również konstruowane są na
wzór tych z Def Leppard i to się też zgadza. Dylan Halacy w roli perkusisty też
stara się brzmieć jak Rick Allen, który wspierany jest przez automatyczną
perkusję. Atutem młodej formacji jest znakomity wachlarz partii gitarowych,
spora dawka mocnych riffów, energicznych i rytmicznych solówek, a tego brakuje
w Def Leppard od czasów „Adrenalize”. Tutaj naprawdę dzieje się sporo i
przypominają się stare dobre czasy Brytyjczyków. Zachowany podobny wydźwięk
tych instrumentów co sprawia, że „Die Tough” brzmi jak zagubiony klasyk Def
Leppard, albo jak „Hysteria part II”. Co ciekawe Loud Lion dość odważnie
kopiuje fragmenty tamtej płyty, narażając się na plagiat i wtórność. Kto szuka
oryginalność może poczuć się oszukany, ale muzykom w głowie było co innego.
Celem było nagranie albumu w klimatach „Hysteria” i to w pełni się udało.
Otwieracz „Love Will Break Out” to znakomity przebój, który przywołuje
klimat „Hysteria” i nie przeszkadza fakt, że utwór brzmi identycznie jak „Pour
Some Sugar on Me”. Dalej mamy znakomity „Lions Den”, który zachwyca
melodyjnością i chwytliwym refrenem. Takich hitów Def Leppard nie stworzył od
lat i tylko pozazdrościć pomysłowości Loud Lion. W przypadku „Lions
Den” można usłyszeć fragmenty „Woman”.
Nieco agresywniejszy hard rock słychać w „Lions Eyes”, który
nasuwa na myśl kawałki pokroju „Animal” czy „Armagedon it”. Choć brzmi to
wszystko jak kopia pomysłów Def Leppard, to jednak mi się to podoba, zwłaszcza
że brakowało mi ostatnio takiego grania, brakowało czegoś dobrego ze strony Brytyjczyków.
„Die
Tuff” zaczyna się identycznie jak „Love Bites” i te dwie ballady brzmią
podobnie. Jednych może takie coś zrazić, ale ja dalej jestem zachwycony, bo nie
każdemu taka sztuka może wyjść, zwłaszcza kiedy na warsztat bierze się klasyk.
Pierwsze zaskoczenie można uświadczyć w „Loud Lion Theme song”, który jest
energiczny i ukazuje to co gitarzyści potrafią i że nie są jakimiś tam
amatorami co nie potrafią nic od siebie dodać. Tutaj właśnie gitary odgrywają
szczególną rolę i to one dostarczają emocji i niezapomnianych wrażeń. „Dawn
of the Dead” to kolejny mocny utwór na płycie i słychać że Loud Lion
nie miał problemu z stworzeniem równego materiału. Miło też zaskakuje melodyjny
„The
hills have Eyes”, który zabiera nas w rejony nawet melodyjnego metalu i
jest to to najmocniejszy utwór na płycie. Nie mogło zabraknąć kopii „Rocket” i
tutaj tego przykładem jest „Sunset Slip”. Całość zamyka
żywiołowy „None More Fast”, który porywa swoją szybkością i shredowymi
popisami gitarowymi. Co ciekawe partie gitarowe przypominają momentami
twórczość Queen.
W końcu znalazł się godny
następca Def Leppard, który ma te same atuty, a sprzyja im dodatkowo młody wiek
i zapał do tworzenia, czego brakuje już Def Leppard. „Die Tough” może brzmi jak
kalka „Hysteria” ale to najlepszy album z taką muzyką, w takim stylu i na takim
poziomie. Nagrać album w stylu „Hysteria” i na podobnym poziomie to niezły
wyczyn. Mam nadzieję, że Loud Lion pójdzie teraz za ciosem, dając przykład
wszystkim że można przejąć dziedzictwo od zasłużonej formacji. Jedno z
największych zaskoczeń roku 2014.
Ocena: 9.5/10
cukierkowe granie dla zakompleksionych małolatów
OdpowiedzUsuń