Niektóre zespoły bez względu czy jest dobrze z ich muzyką czy
źle nie zmieniają swojego stylu, nie stają się innym zespołem i do końca
pozostają wierni swoim priorytetom . Tak też jest z francuskim Nightmare.
Nieważne, że „The Burden of God” z roku 2012 był słabym i nudnym albumem, nie
ważne że „Resurection” nie był przebojowy, ważne jest to że mimo złych momentów
Nightmare dalej brzmi jak Nightmare.
Może to jest dobry znak, ale czy w świetle ostatnich płyt i stopniowego
wypalania się kapeli to jest dobre rozwiązanie? „The aftermath” to nowe dzieło
zespołu, które udziela odpowiedzi na to pytanie.
Od samego początku byłem chłodno nastawiony co do tego
krążka. Nightmare nie dostarcza już takiej radości jak kiedyś i nie stać ich na
takie dzieła jak „The Dominion Gate”. Ostatnie albumy to potwierdzały i to nie
była kwestia agresji czy mocy. W tym francuzi zawsze byli dobrze i nie muszą
tutaj niczego zmieniać. Problem tkwi niestety w pomysłach i w aranżacjach.
Melodie takie na jedno kopyto i w dodatku nie mają przebojowego charakteru, co od
razu dyskwalifikuje dany utwór w rywalizacji o tytuł hitu roku. To z kolei
determinuje kolejną wadę, a mianowicie płyta szybko nudzi się i nie zapada w
pamięci. Niestety „The Aftermath” nie odmienia losu francuskiej ekipy. Nie pomógł
nawet nowy gitarzysta Matt, który niczego nowego nie wnosi do muzyki zespołu.
Oczywiście bezkonkurencyjny jest tutaj Jo Amore, który brzmi jak Ronnie James
Dio i takich wokalistów o takiej barwie za dużo nie ma. Świetnie spisuje się w
mocniejszych, agresywniejszych kompozycjach, które mają porwać słuchacza,
szkoda tylko że tło zostaje daleko w tyle. Pomówmy o mocnych stronach nowego
albumu. Standardowo soczyste brzmienie należy wyróżnić i sekcję rytmiczną.
Jeśli chodzi o sferę kompozycyjną to też można bez problemu wyłapać kilka
godnych uwagi momentów. Jednym z nich jest „Bringers of No Mans Land”
i to jest dobrze podany heavy/power metal w nieco nowocześniej formie. Jeden z
najciekawszych utworów Nightmare ostatniej dekady. Nieco Iced Earth wdziera się
w „Forbidden tribe”. Jest agresja, jest
moc, klimatyczny refren i trzeba przyznać, że start jest bardzo obiecujący.
Bardziej przemawia do mnie energicznie granie, ocierające się o thrash metal. „Necromancer”
dobrze oddaje ten charakter i jest to kolejny mocny utwór na płycie. Czar
pryska wraz z „Invoking Demons” który jest bezbarwny i przekombinowany.
Ciekawy refren można uświadczyć w „I am Immortal” , ale tutaj też
czegoś brakuje. Do udanych kompozycji śmiało można zaliczyć „Ghost
in the Mirror”, który brzmi nieco jak utwór Primal Fear. Słychać przez cały album tą agresję,
zadziorność, moc, ale mimo to czuć niedosyt, czuć że czegoś brakuje. Ano tak,
ciekawych pomysłów, czegoś innego niż to co zaprezentował choćby Helstar na
nowym albumie. Ta płyta bardzo podobnie brzmi.
Nightmare troszkę odrobił straty nowym albumem, ale i tak
jeszcze nie powrócili do swojej wysokiej formy. Może to jest ten czas aby coś
zmienić w swoim stylu, charakterze? Niby jest to dalej Nightmare jaki znamy,
ale za jaką cenę. „The Aftermath” to płyta na daną chwilę, ale za parę miesięcy
mało kto będzie o nich pamiętał.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz