Strony

niedziela, 11 stycznia 2015

ZERO DOWN - No limit to the Evil (2014)

Kolejne 3 lata musiały upłynąć by amerykańska formacja Zero Down uraczyła nas nowym albumem. Dobra wiadomość dla fanów jest taka, że obyło się bez zaskoczenia i „No limit to The Evil” to klasyczny album tej kapeli, który śmiało można porównać do „Good Times...at The Gates Of hell”. Narysowana przez Eda Repke okładka to bardzo wyraźny sygnał, że zespół wraca do swojego najlepszego okresu. Jest mniej punku, mniej hard rocka, a więcej heavy metalu. Tak więc fani mają powody do radości.

Obyło się bez niespodzianek jeśli chodzi o styl i dobrze, że zespół nie zdobył się na eksperymenty. Dobrze im w tej heavy metalowej formule, w której słychać wpływy Judas Priest, Diamond Head czy Accept. A znakiem rozpoznawczym pozostają wciąż hard rockowe motywy, zgrane popisy gitarowe Foxa i Burnetta. Nie tworzą niczego nowego, a ich popisy są pełne luzactwa i młodzieżowego szaleństwa. Wszystko zagrane z lekkością i naciskiem na zabawę i przebojowość. To przedkłada się na łatwy odbiór i przyjemność w odsłuchu. Zaś Mark Hawkinson sprawia, że nowa płyta to nic innego jak typowy album Zero Down. Te zadziorne, drapieżne partie wokalne przekonują, że ta kapela zna się na tym co robi. Materiał tworzy 10 utworów utrzymany w typowym stylu dla Zero Down. „Return of The Gods” to znakomita mieszanka starego Judas Priest i hard rocka. Ten utwór po prostu kipi energią i pokazuje jak zespół z łatwością tworzy hity. Tytułowy „No limit to the Evil” wyróżnia się ciekawą partią basisty, zwłaszcza w początkowej fazie, a także hard rockowym charakterem. O „Devils Thorn” można z pewnością napisać wiele, ale najważniejsze jest jego niezwykle melodyjny styl, który zachwyca od samego początku. O dziwo „Cold Winters Night” to nie ballada, ale bardzo chwytliwy kawałek przesiąknięty twórczością Iron Maiden. Fani klasycznego heavy metalu z lat 80 ucieszy szybszy „Phantom Host” i tutaj można wychwycić wpływy niemieckiej sceny metalowej spod znaku Accept. Z kolei motoryka tego utworu można przyrównać do tej z Motorhead. Hard rockowy i zarazem bardziej marszowy „Suicide Angel” nadaję się do rozgrzewani publiczności, a „Two Ton Hammer” to kolejna petarda z tej płyty. Ostatnim utworem jest „Black rhio” i to takie podsumowanie co zespół prezentował na tym albumie.

To już 4 album tej formacji i obok „Good Time..at the Gates of Hell” jest to ich najlepszy album. Jest energia, jest równy materiał, który zachwyca swoją lekkością i przebojowością. Zero Down nigdy nie należał do czołówki jeśli chodzi o heavy metal czy hard rock. Jest jednak to solidna kapela, która trzyma się swojego poziomu i nagrywa porządne albumy z w kategorii heavy metal i hard rock.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz