Strony

sobota, 21 lutego 2015

DARKING - Steel The Fire (2015)

Epicki heavy metal ma zagrzewać do prawdziwej bitwy, ma nas zabrać w sam środek piekła. Ma przygnieść nas gęstym brzmieniem, porwać ostro tnącymi gitarami i wnieść na wyżyny epickości dzięki wokalowi o szerokiej skali. Stare zespoły wciąż starają się tworzyć dobre albumy, co pokazała choćby Manilla Road, ale tak naprawdę siła jest w nowych, młodych zespołach. Rok 2015 dobrze zaczyna się dla epickiego heavy metalu. War Dance, Veonity, Visigoth, Manilla Road, a teraz jeszcze trzeba dopisać drugi krążek włoskiego Darking zatytułowanego „Steel The Fire”. To może być dla wiele osób jedna z ważniejszych płyt w kategorii epickiego heavy metalu w roku 2015.

Kto by pomyślał, że ta kapela już istnieje 10 lat i nagrała już dwa albumy z muzyką nawiązującą do lat 80. Darking nie odkrywa niczego nowego, ponieważ to wszystko już było prezentowane przez Cirith Ungol, Omen, Iron Maiden czy inne wielkie kapele metalowe lat 80. Jednak wciąż jest głód na takie granie, wciąż jest zapotrzebowanie na heavy metal szczery, energiczny i pełen ciekawych pomysłów, zakorzenionego w latach 80. Gdy do tych cech dopiszemy jeszcze epickość to już w ogóle słuchacze wychowani na zespołach lat 80 mogą czuć się w siódmym niebie. Wszystko jest na tym albumie tak być powinno. Mamy na froncie płyty znakomitą, epicką okładkę z królem w roli głównej. Mamy nieco przybrudzone brzmienie, który przywołuje właśnie amerykańskie wydawnictwa lat 80 i mam tutaj na myśli Omen czy Cirith Ungol. Jednak na tym nie koniec zachwytów nad Darking i „Steel The Fire”. Sekcja rytmiczna jest tutaj bardzo klimatyczna i zwłaszcza bas brzmi mrocznie i często wybija się ponad resztę instrumentów. Słychać, że zespół czerpał też sporo z Black Sabbath czy Iron Maiden. Dobrze bas wybrzmiewa choćby w takim „Killing Machine”, w którym słychać echa brytyjskiego metalu i NWOBHM. Jest to kompozycja utrzymana w średnim, wręcz marszowym tempie. Riff brzmi znajomo jak i cała aranżacja, ale czy to jest wada. Usłyszeć taki motyw, taką właśnie muzykę w dzisiejszych czasach to prawdziwe błogosławieństwo. To nie jest jakieś marne kopiowanie, lecz jakby dopisywanie kolejnego rozdziału heavy metalu lat 80. Co wyróżnia Darking na tle innych zespołów? To taki dość specyficzny wokalista Mirko Millani, który śpiewa dość łagodnie, ale wie jak śpiewać w wysokich rejestrach. Nie jest to ten typ wokalu co niszczy agresją czy chrypą. Tutaj może co niektórych zaskoczyć wokal, który bardziej nasuwa power metalowe produkcje. Znakomicie to wybrzmiewa w otwierającym „Icarus”, gdzie słychać jakim fajnym akcentem operuje Mirko. Otwieracz robi spore wrażenie, zwłaszcza że jest energiczny i zawiera pewne echa power metalu. Sam refren potrafi rozgrzać i dostarczyć sporo emocji. Tytułowy „Steel The Fire” to kwintesencja epickiego heavy metalu. Co ciekawe gitarzysta Agostino mimo tego że trzyma się jasno określonych ram to potrafi poruszyć swoją wyobraźnię i urozmaicić. W takim „Eldorado” pokazuje, że nie tylko Cirith ungol mu w głowie, bowiem można się tutaj doszukać wpływów Running Wild z okresu lat 80. Fani brytyjskiego metalu i NWOBHM powinni zachwycić się „Im Legend”, w którym zespół wykorzystał fragment z filmy „Ostatni człowiek na Ziemii”. Darking na swoim albumie właściwie stawia na kolosy i „The Storyteller” w klimacie Black Sabbath czy zamykający epicki „Stormbringer” to tylko potwierdzają.

Wychowałeś się na heavy metalu lat 80? Twoje ulubione kapele to Cirith Ungol, Omen, Black Sabbath i Iron Maiden? Lubisz kiedy w metalu jest epickość? Pomysłowość i szczerość? A może szukasz ciekawych i świeżo brzmiących solówek i partii gitarowych? Włoski Darking wychodzi naprzeciw Twoim żądaniom i wydaje na świat „Steel The Fire”, który zabiera nas w podróż do lat 80. Jest to płyta dopracowana i nie ma wad. Na takie płyty czeka się z utęsknieniem i na długo zostają w pamięci. Polecam.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Debiutowy album również dobrze się słucha... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płyta kapitalna w każdym aspekcie. Wielkie zaskoczenie i wbicie w fotel.
    Przy okazji kilka uwag:
    1) na okładce nie jest żaden król, tylko skradający ludzkości ogień Prometeusz
    2) zabrakło wspomnienia nadzwyczaj ważnego faktu, że liderem jest ex-gitarzysta Domine i to właśnie styl Domine włada tu niepodzielnie, a nie żaden Omen czy Cirith...epicki heavy nie oznacza automatycznie pełnej barbarzyńców bitwy
    3) wróciłem do debiutu i zdania nie zmieniam. To była płyta przeciętna, a w porównaniu z nówką wypada teraz mizernie
    ------------------------
    http://www.encyklopediametalu.net16.net/pliki/enmet/darking.htm

    OdpowiedzUsuń