Trzeba kilku rzeczy by siać zniszczenie w kategorii heavy/ speed metalu. Szybkość i dobry materiał to połowa sukcesu. Trzeba mieć uzdolnionych gitarzystów, którzy wnieść troszkę orzeźwienie i zadziorności do oklepanych motywów. Tutaj duet Graves/Bono staje na wysokości zadania i nie tylko imponują techniką, ale i ciekawymi pomysłami. Pod tym względem album jest bardzo dopracowany. Miłym dodatkiem jest brzmienie rodem z płyt wydanych w latach 80. Kluczem do sukcesu tej płyty jest charyzmatyczny i niezwykle zadziorny wokalista Pau Correas, który momentami brzmi Udo Dirkschneider czy Ronnie Munroe. Ma w sobie to coś i trzeba przyznać że idealnie pasuje do stylu Redshark.
Kilerów tu nie brakuje, a jednym z nich jest otwierający "The drill state". Ten kawałek ma w sobie wszystko co najlepsze w heavy/ speed metalu. Riff "never too late" trochę przypomina Judas Priest i ich kultowy "between the hammer and the anvil". Z kolei początek "Digital race" przypomina mercyful fate z czasów "Time". Band nie z puszcza z tonu i dalej trzyma wysoki poziom. Przyspieszamy w "Kill your idol", który imponuje agresywnym wokalem, mocnym riffem i ryczącymi gitarami. Niezwykle dynamiczny kawałek, który odzwierciedla w czym band najlepiej się czuję. Prawdziwa perełka. Znajomo brzmi też "the death riders", ale ile w tym szczerości i miłości do heavy/ speed metalu lat 80. Momentami czuje się jakbym słuchał overkill. Zwalniamy w klimatycznym "pallid hands", a całość wieńczy judasow "im falling".
Redshark to nowy gracz na rynku heavy/ speed metalu i na pewno trzeba się z nimi liczyć. Jest szybko, melodyjnie i z pomysłem i o to chodzi. Polecam!
Ocena 9 /10
Mają kopa !
OdpowiedzUsuńSuper album, właśnie przesłuchałem
OdpowiedzUsuń