Strony

niedziela, 26 lutego 2023

ASCENSION - Under the veil of madness (2023)


 Chyba już dawno się tak nie nabrałem, jak przy nowym albumie brytyjskiego Ascension. Spytacie dlaczego? Przepiękna frontowa okładka, która wygląda identycznie jak ta z ostatniej płyty Thorium, który należała do moich ulubionych płyt 2021. Dodatkowym atutem, który przemawiał za Ascension to fakt,że mocno wzorują się na twórczości Dragonforce czy Power Quest. Liczyłem, że płyta skradnie moje serce i stanie do walki o tytuł płyty roku. Tym czasem band uświadomił, że czasami między słodkim power metalem, a kiczem jest cienka granica. Tutaj została przekroczona.

Jest szybkość, melodyjność rodem z płyt Dragonforce. Tylko momentami tak pędzą, że brzmi to komicznie, dziecinnie i niczym z jakiś gier nitendo. Czy to jest jeszcze metal, czy już muzyka disco czy też dziecięca? Nie wiem, ale ta płyta daje do myślenia i stawiania sobie takich właśnie pytań. Niby potencjał był, bo przecież słychać że chcą grać power metal i mają jakiś tam pomysł na melodie, ale obrali zły kierunek. Zbłądzili i pozostaje tylko wyciągnąć wnioski. To co wyprawia Stuart i Fraser trąci kiczem i czasami szybko nie znaczy dobrze. Brakuje wg mnie techniki i drapieżności. Chaos tutaj rządzi i nie zanosi się na coś lepszego. Najmniej błędów popełnił wokalista Richard Carnie, choć też mało się angażuje i śpiewa tak dość ostrożnie. Piękna okładka, nieco plastikowe brzmienie, ale najgorsze to jednak to co usłyszymy odpalając płytę.

 O ile otwierający "Sayonara" ma jeszcze predyspozycje, że może się podobać jako marna kopia Dragonforce. Mały zawał serca dostałem przy owych solówkach "Megalomaniac". Coś pipka, coś brzęczy i  w sumie brakuje słów by opisać ten cyrk.  Lubie power metal, lubię słodkość, ale tutaj mam wrażenie jakbym słuchał muzyki dla dzieci. Chyba jestem za stary na to. Potem duża grania na jedno kopyto. Nie wiele różni się melodyjny "Set Your Free", czy bardziej rozbudowany "Monsters". Niby jest szybkie tempo, duża dawka melodyjności, ale irytuje to wszystko. Zwłaszcza to jak brzmią gitary. Jakieś momenty można wyłapać, ale dominują negatywne uczucia. Dawno mi żaden album tak ciśnienia nie podniósł.

Muzyka rodem z Super Mario Bros ubrana w gitary i szybką sekcję rytmiczną i power metalowy wokal. Czy to mogło się udać? Oczywiście, że nie.  Tyle tutaj wad, tyle minusów, że odradzam to każdemu kto kocha ten gatunek. Omijać szerokim łukiem i jestem mega rozczarowany tym co zaprezentował ten band. Grać potrafią, a tutaj wychodzą na amatorów. Można grać słodko i śpiewać o dziecinnych sprawach co pokazał ostatnio Victorius. Szybko i słodko zagrał też Lovebites, ale to zupełnie inna liga, inny świat. Szkoda. Nie tak to miało wyglądać.

Ocena: 3/10

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 100%, okładka robi pozytywne wrażenie, ale muzyka to jakieś nieporozumienie. Połączenie miałkiego power metalu i ścieżki dźwiękowej do Mario Bros.

    OdpowiedzUsuń