Strony
▼
niedziela, 20 października 2024
NITROGODS - Valley of The Gods (2024)
Gitarzysta Henny Wolter i perkusista Klaus Sperling to muzycy, którzy dobrze są znani fanom Sinner czy Primal Fear. Tam oddawali hołd dla Judas Priest, ale od 2010 r oddają hołd dla twórczości Motorhead, a wszystko za sprawą Nitrogods. Może i jest to kalka, może i nie ma w tym za grosz oryginalności, ale miło jest widzieć, że ktoś godnie kontynuuje spuściznę i dziedzictwo Motorhead. Takie kapele jak Nitrogods są też nam potrzebne. 5 latach przerwy band powraca z swoim 5 albumem studyjnym zatytułowanym "Valley of the Gods".
Tak jak w motorhead, tak i tutaj dzieli i rządzi utalentowane trio. Dwóch wspomnianych wcześniej muzyków nie trzeba przedstawiać. Mózgiem całej operacji jest basista i wokalista Claus Larcher, który pod wieloma względami przypomina nam świętej pamięci Lemmiego. Mając taką charyzmę, drapieżność w głosie można tworzyć muzykę w klimatach Motorhead. Wszystkie elementy układanki tworzą spójną całość. Ze wszystkich płyt akurat najnowszy wskazałbym jako ta najlepsza w ich dorobku. Płyta bardzo dojrzała i przemyślana. Jest przebojowo, zadziornie i melodyjnie. Jest heavy metal, rock;n rolla i hard rocka. Nic więcej do szczęścia nie trzeba.
Jakbym miał na coś ponarzekać to na skromną okładkę i troszkę zbyt długi materiał w moim odczuciu. To wejście w postaci "Left Lane to Memphis" i jest szybko i bardzo agresywnie. Przypominają mi się czasy "Inferno" czy "Kiss of death". Stary dobry motorhead wybrzmiewa w tym kawałku. Zniszczenie sieje też melodyjny "Shinbocker Kicker" i znów brzmi to tak dobrze, że ciężko do czegoś się przyczepić. Pozytywną energię i przebojowość niesie ze sobą "Valley of The Gods". Niech żyje rock;n roll! Troszkę inny w swojej konwencji jest "Last beer Blues", który zabiera nas w bardziej bluesowe rejony. Dalej znajdziemy "Broke and Ugly", który przepełniony jest patentami patentami Ac/DC. W tej konwencji Nitrogods też wypada bardzo dobrze. Pazur band pokazuje w agresywniejszym "Prime time error", czy "Gimme Bear", który jakieś echa Primal Fear też oczywiście mają. Końcówka płyty to energiczne i bardzo przebojowe "Ridin Out" czy "Breaking balls".
Nitrogods nie tworzy niczego odkrywczego, ale mało komu tak dobrze udało się oddać ducha starego dobrego Motorhead. Lemmiego nie ma i wiadomo że Motorhead też nie ma, ale dobrze że jest taki band jak Nitrogods, który nie boi się kontynuować dzieło tej wielkiej i kultowej kapeli. Takiej muzyki nigdy nie za dużo. Kto zna ten wie, że Nitrogods to band z potencjał, a kto nie zna ten niech odpala "Valley of the gods".
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz