Strony
▼
środa, 6 listopada 2024
LANKASTER MERRIN - Dark Mothers Child (2024)
Melodyjny heavy metal z elementami hard rocka, czy power metalu, a wszystko nastawione na chwytliwe melodię, dynamikę i przebojowość. To jest to co opisuje to co gra niemiecka formacja Lankester Merrin, która działa od 2019r. Nagrali już 3 albumy studyjne, a najnowszy "Dark Mothers child" potwierdza, że ten zespół potrafi grać, że ma coś do zaoferowania. Nie ma w tym nic oryginalnego, ale ta pozytywna energia potrafi zarazić.
Komercyjny wokal Cat Rogers z jednej strony nadaje melodyjnego charakteru, przebojowości, a z drugiej strony jest jakby mało heavy metalowy. Za mało w nim drapieżności czy mocy. Jednak za jej sprawą materiał może trafić do szerszego grona odbiorców. Mocnym atutem tej kapeli jest duet gitarowy tworzony przez Vorwald/Schulz, gdzie robią wszystko co tylko się da, aby album emanował energią, drapieżnością. Każdy riff jest mocny i łatwo wpadający w ucho. Nie brakuje chwytliwych melodii, a wszystko jest zwarte i treściwe. Bije z tego też komercja i ma to swoje plusy jak i minusy. Stylistycznie momentami przypominają dokonania Battle Beast czy Burning Witches.
Zawartość płyty to 37 minut dobrze skrojonego melodyjnego heavy metalu. Praca gitar i zadziorność otwierającego "Eyes of the Night" napawa optymizmem. Jeszcze większe emocje wywołuje agresywny i zarazem bardzo melodyjny "High Plains Drifter". Wszystko jest na swoim miejscu i tu słychać dobitnie, że band potrafi grać. Drzemie w ich ogromny potencjał i stać ich na znacznie więcej. W podobnej stylistyce jest utrzymany "Hoist up the Sail" i tutaj znów szybkie tempo, zadziorny riff i nieco power metalowych patentów. Kolejny killer na płycie, która łatwo wpada w ucho. Nieco mroczniejszy jest "Immortal Prince" i tutaj band zabiera nas w bardziej hard rockowe klimaty. Stonowane tempo, hard rockowy riff to atuty "In rank and file", z kolei "Lords of the Flies" to przyspieszenie i znów ostrzejsze granie. W takiej wersji band wypada najkorzystniej. Piękna i chwytliwa melodia w "Mastermind" robi robotę i to kolejny wielki hit na płycie. Płyta pod tym względem zachwyca i to jest jej siła. Na sam koniec nijaka ballada "Valley of Tears".
Lankester Merrin nagrał przyzwoity album, który imponuje dynamiką, przebojowością i dużą dawką łatwo wpadających melodii. Troszkę może irytować wokal, troszkę pewne niedociągnięcia, ale nie można im odmówić potencjału i naprawdę dobrego zgrania czy pomysłowości, co przedkłada się na jakość tej płyty. Warto posłuchać, bo jest kilka mocnych momentów.
Ocena: 7.5/10
Moim zdaniem BURNING WITCHES grają w zupełnie innej ( zdecydowanie wyższej lidze ), i jak na ten wyjątkowy dzień, to MAGA płyta to nie jest, a ,,japoński,, wokal odbiera temu wydawnictwu resztkę wiarygodności, choć instrumentalnie przecież dokamalają i to całkiem nieźle. Ale ale, dajmy tutaj, dajmy na to, zazgrzytać na wokalu, komuś a la LAURA GULDEMOND, a efekt całości będzie odebrany zupełnie inaczej. A tak, a tak to niech ta mroczna mamuśka, puki co, niech skamala.
OdpowiedzUsuń