Strony

czwartek, 30 czerwca 2011

THERION - Sirus B (2004)

Therion zespół, które jest uważany przez wielu za pioniera symfonicznego metalu i w tej kwestii nie ma się co sprzeczać. W przeciwieństwie do wielu zespołów ciężko określić jest jednoznacznie ich styl. A już na pewno za szufladkować do jednego gatunku. Grali na początku nawet muzykę z pogranicza death metalu, był heavy i symfoniczność. Dla tego ciężko też wybrać ich najlepszy album, bo każdemu co innego gra w duszy, jednakże moim takimi faworytami poza ostatnim „Sitra Ahra” są wydane w 2004 roku „Sirus B” oraz „Lemuria”. Rzadkie zjawisko wydać 2 albumy w tym samy roku i to po upływie 3 lat. Można by nawet pokusić o opisaniu tych albumów w jednej recenzji, choć tego nie zamierzam zrobić, bo dla mnie są to dwa wielkie dzieła, 2 osobne dzieła, które razem stanowią całość, no coś jak ostatnie albumy Avantasii. Album został wydany w podwójnym opakowaniu choć potem zostały wydawane osobno. Przygoda moja w sumie z tym zespołem zaczęła się od tych 2 albumów. Promocja tych albumów a to w sklepach muzycznych,a to w gazetach była zrobiona z takim szumem, że nawet ja jako osoba nie znająca tego zespołu była zainteresowana owymi dziełami. W takich przypadkach, największa rolę odgrywają okładki, bo to one mają zachęcić słuchacza do sięgnięcia po płytę, choć nie wie się co będzie w środku i w tym konkretnym przypadku się nie zawiodłem. Dlaczego 2 albumy? A to nie był kaprys muzyków po prostu przygotowując materiał na nowy album nagrali ponad 50 utworów, to też doszli do wniosku, że część trafi na pierwszy album, a część na drugi. Ogólnie trzeba przyznać, że albumy zostały przyrządzone z niezwykle dużym rozmachem i to pod każdym względem. Sam fakt, że wzięło udział w tworzeniu tych dzieł, aż 170 osób, a same nagrywanie ponad 9 miesięcy. Mamy tutaj również rozmach w instrumentach, bo są nie tylko klasyczne w stylu perkusja, gitara itp., otóż nie. Mamy różnego rodzaju instrumenty szarpane od mandoliny aż po bałałajkę. Tradycyjnie jest tez orkiestra z prawdziwego zdarzenia, no i także gdzieniegdzie można usłyszeć organy kościelne. Rozmach w muzyce jest ogromny i nie jeden heavy metalowy krążek takiego rozmachu nie ma, nie ma takiego poziomu artystycznego. Same albumy pomimo otoczki symfonicznej mają więcej heavy metalowego wydźwięku i to słychać w zestawieniu z poprzednimi albumami. Głównymi wokalistami są Mats Leven oraz Piotr Wawrzyniuk. Mats Leven ten gość pokazał klasę i dzisiaj śmiało zaliczam go do tych najlepszych wokalistów na świecie. Zadziwia także lider Christofer Johnsson pomimo tylu płyt, pomimo tak utrzymanego stylu przez tyle lat, wciąż jest powiew świeżości, wciąż są nowe pomysły, a to nie jest łatwe.
O tym, że jest bardzo heavy metalowo, świadczy sam otwieracz „Blood of the kingu” tutaj wręcz symfonika schodzi jakby na drugi plan. Jest naprawdę ostry i bardzo porywający riff, który w dodatku jest bardzo melodyjny. Utwór w całości prowadzi nie tyle Johannson co właśnie Leven. To jest jego popis umiejętności. Słychać chórki, słychać symfoniczne elementy, które dodają podniosłości, ale ich zadaniem jest właśnie dodać przestrzeni i klimatu temu heavy metalowemu wydźwięku. No i tutaj słychać naprawdę masę chwytliwych melodii. Tego trzeba usłyszeć na własne uszy. Genialny jest też „Son of the Sun”, gdzie partie wokalne powierzono dwóm Czeszką Anny-Marii Krawe i Urliki Skarby. Głos mają anielski, a ciężkie i zarazem melodyjne partie gitarowe, nawet nie psują tego anielskiego klimatu, ba dodają mu jeszcze większej melodyjności. Podoba mis się ten refren, taki prosty, chwytliwy bez zbędnych udziwnień. „The Khlysti Evangelist” również zdominowany przez heavy metalowe partie gitarowe, gdzie chórki i inne patenty symfoniczne schodzą na drugi plan i taki Therion podoba mi się najbardziej. Bardzo dobrze wypadają zwolnienia, które budują znów spokojny i taki melancholijny klimat. Również taki „Dark Venus Persephone” nastawiony jest na prostotę, melodyjność, gdzie wszystko zostaje wzbogacone o chórki i przeplatające się męsko – żeńskie wokale. O ile na poprzednim utworze było słychać sporo ciężkiego heavy metalu, o tyle tutaj momentami ociera się to o rock. Jest bujający riff, jest niezwykła melodyjność, która wysuwa się nad wszystkim innym. Niezwykłym klimatem charakteryzuje się taki „Kali Yuga part 1”, w którym dominuje mrok i posępny riff, taki w nieco doomowej oprawie. Tutaj słychać już troszkę nieco udziwnień, ale wszystko odegrane jest z głową. Podoba mi się przepych dźwięków w tym utworze. W „Kali Yuga part 2” jest przyspieszenie i jest energiczne granie znów pod heavy metal, a chórki inne patenty symfoniczne znów występują jak dodatek, jako taka wisienka na torcie. Utwór utrzymany w tonacji w miarę szybkiej i przepełniony melodyjnymi partiami instrumentalnymi. ”The Wondrous World Of Punt„ tak na początku mojego wywodu wspominałem coś o organach kościelnych i właśnie tutaj je słychać. Tutaj mamy praktycznie 7 minutową balladę z przepychem. Bez względu na nie zwykłą aranżację i tak emocje biorą górą. Niezwykły sentymentalny nastrój panuje na tym utworze. Słychać mandoliny, klawisze,oraz inne dziwne instrumenty. Piękny utwór i nawet jego czas trwania jest na ...korzyść. „Melek Taus” to kolejny energiczny utwór heavy metalowy. Symfoniczność zostaje tutaj ograniczona wyłącznie do chórków. Zaś mocy utworowi nie można odmówić. Zwłaszcza pod względem partii gitarowych utwór jest bardzo atrakcyjny. Więcej symfoniki zaś słychać w „Call of Dagon”, w którym oprócz gitar mamy tez inne instrumenty, które wydobywają przepiękne dźwięki, choćby flety. Wolne tempo, ale znów nastawiono się na klimat i melodyjność. Takie utwory to specjalność tego zespołu. Klimatyczny jest też „Sirus B”, gdzie można go uznać za utwór instrumentalny. Bo chórzyści wyśpiewują w kółko „Po tollo”. Tak w ogóle to utwór przypomina mi filmowe dźwięki Hansa Zimmer'a. Jest powolny, ale jest epicki i to bardzo podniosły. Magiczny utwór. „Voyage Of Gurijeff” jest to najcięższy, najszybszy i w ogóle wszystko naj. Z tym, że tutaj słychać motorykę power metalową. I to jest ostatni powód, który był niezbędny do tego, żeby mówić o perfekcji. No jest niezwykła energia w tym utworze, nawet chórki to zapewniają.

Tym albumem zacząłem przygodę z Therionem, tym albumem poznałem prawdziwy Symfoniczny Metal z prawdziwego zdarzenia, a nie jakieś Nightwishy czy też Within Temptation, oj nie Symfoniczny metal to Therion. Rok 2004 był dobrym rokiem jeśli chodzi o muzykę heavy metalową, ale z tego zwycięsko i wyróżniająco wychodzi tylko jedna płyta, a raczej płyty. Mowa o Sirus B i Lemuria. Oba dzieła pokazały jak grac pełen przepychu heavy metal, oryginalny i porywający, a oba albumy nie dość, że wydane w tym samym roku, to jeszcze oba są genialne i bez skazy. Dla mnie te dwa krążki są znaczące i są najlepsze jeśli chodzi o dyskografię zespołu. Therion jednak znów o sobie przypomniał za sprawa „Sitra Ahra”, który został stworzony w oparciu o podobną recepturę, aczkolwiek jest to album nieco inny i jest to historia na inną recenzję. Nie wstydzę się dać 10/10, ba jestem z tego powodu bardzo dumny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz