Strony

wtorek, 12 lipca 2011

HELLOWEEN - 7 sinners (2010)

Ocena 10/10 jest dość kontrowersyjna. Dlaczego? Bo najczęściej dotyczy albumów, które czym się wyróżniły, które zrobiły rewolucję. Pytanie czy tylko takie? Cóż, na takie refleksje mnie wzięło za sprawa ostatniego dzieła Helloween „7 Sinners”. Album całościowo lepiej wypada niż takie tuzy jak „The Time of the oath” czy „ Better than Raw”. Nie ma słabszych utworów, ale słuchając można się zastanawiać, czy warstwa instrumentalna jest warta postawienie oceny maksymalnej. W przypadku ostatniego dzieła taki problem postał. Jest to granie w stylu power/ heavy metal. Jest i melodyjne riffy, są chwytliwe refreny, no i jest przebojowość. Jednak teraz pytanie najtrudniejsze: Czy album postawić można obok Keeper Of the Seven Keys? Choć album jest tak samo niszczący i tak samo mi się podoba, to jednak to pytanie najbardziej mnie trapi. 7 grzeszników to album z roku 2010 i jest to album w 25 rocznicę istnienia zespołu. Kariera zespołu ma się dobrze, czego nie można było powiedzieć o ich ostatnich płytach, gdzie poziom artystyczny spadał. Było więcej komercji, tak jak choćby za sprawą Unarmed, który zawierał stare utwory zagrane w wersji akustycznej. Przez wielu słuchaczy zespół został skarcony, ale zespół głosił że już pełnowymiarowy album, będzie ich najcięższym i najdrapieżniejszym albumem w historii. A więc należało się spodziewać coś na miarę „The Dark Ride” czy też nawet „Rabbit dont come easy”. Ja miałem ogromne oczekiwania wobec zespołu, po tylu latach zastygnięcia, czas przyszło na coś konkretnego i moje oczekiwania zostały w pełni spełnione, otrzymałem przede wszystkim album równy, przebojowy i opakowane w ciężkie brzmienie. Uważam, że jest to jeden z ich...najlepszych albumów obok klucznika, muru jerycho, króliczka czy też mrocznej przejażdżki. Za produkcję wziął się znów Charlie Bauerfriend, a okładką zajął się Hausler czyli ten sam pan, co na ostatnich dwóch albumach. Okładka jest..średnia, ciekawe kiedy wrócą do rysowanych okładek? Jak to zawsze było najwięcej utworów przygotował Deris.

Na otwieracz powędrował „Where The Sinners Go” i właściwie za wiele nam nie mówi jaki album będzie. Można odczytać, że będzie ciężki jak zespół obiecał (ale nie tak ciężki jak the dark ride). Klimat bardzo fajny taki bujający. Więcej słychać tutaj oczywiście..Heavy metalu niż power metalu. Refren też prosty, ale spełnia swoje zadania i chwyta. Bardzo udany utwór, no i bez problemu bije większość utworów z dwóch poprzednich albumów. Utwór został skomponowany przez lidera zespołu czyli przez Derisa. Z singlami i promocją albumów ostatnio u Helloween było kiepsko. A to albo ballada, a to wiejski i bardziej rockowy kawałek. Tym razem mamy przebój jaki zespół nie miał od kilku lat, mowa o „Are you Metal?”. Świetny singiel, który idealnie przedstawia jaki jest album. A jest on przebojowy, bardzo gitarowy i melodyjny. Słucha go się z taką samo swobodą i przyjemnością co pierwsze albumy. Riff taki ws tylu starego helloween. Prosty, melodyjny i chwytliwy. Podobnie jest z pozostałymi elementami. Czy to refren, zwrotki czy solówki. No taki Helloween warto czekać. Jak dla mnie jest to prawdziwy heavy metalowy hymn. Należy też tutaj zwrócić uwagę na świetną partię Daniego. A ty jesteś metalowcem? Sascha Gerstner w zespole jest już ...11 lat. To kawał czasu i wciąż uważam, że idealnie się wpasował do zespołu. Nie jest może drugim Hansenem czy Grapowem, ale ma swój styl. A ten styl słyszę w „Who Is Mr. Madman?”, który jest przez niego skomponowany. W przeciągu swojej kariery w helloween stworzył naprawdę kilka znakomitych killerów: The invisible Man, Paint Ne World, dreambound, czy też Open Your Life. To też można śmiało powiedzieć, że i na tym albumie stworzył genialne utwory. Ten utwór to typowy Helloween. Wesoły tekst, melodyjka i ukłon w stronę „Perfect Gentleman”. Głosu do opowiedzenia historyjki użyczył Biff Byford z Saxon. Partie Gitarowe Gerstner wygrywa z pasją i z werwą. Refren to stary dobry Helloween z ery Keeperów.
Maichel Waikath to jeden z tych, którzy tworzy fundament zespołu, który jest od początku zespołu. Tak mogłoby się wydawać, że to on tworzy najwięcej. No cóż tak mogłoby się wydawać. Rzeczywistość jest okrutna, gdyż spłodził on 2 utwory na ten album. Jednym z nich jest „Raise The Noise”, kawałek był mi znany z singla. I trzeba przyznać, że jest to jeden z najlepszych kawałków tego pana od kilku lat. Może, nie jest to drugi Power, ale jest to utwór na miarę jego talentu. Jest prosty, melodyjny i z naprawdę chwytliwym refrenem, czego brakowało ostatnim utworom Weikatha. Bardzo trafny okazał się pomysł odegrania solówki przez flecistę – Eberharda Hahna.. Pierwotnie było to zagrane przez Weikatha i jego gitarę. Nie wiele gorszym kompozytorem jest ostatnimi czasy Markus Grosskopf i najczęściej to on ratował honor dwóch ostatnich płyt. „World Of Fantasy” to kawał solidnego grania w klimacie power/heavy metalu. Znów kłania się stary Helloween oparty o proste melodie, chwytliwe refreny, których by się nie powstydził zaśpiewać Kiske. Poza refrenem, należy pochwalić również melodyjny riff, który jest zaczerpnięty z „Light in Black” Rainbow i został wykorzystany w sposób właściwy. Najcięższym utworem jest „Long Live The King” autorstwa Derisa. Jest to ciężki i bardzo dynamiczny kawałek, z bardzo fajnymi zaśpiewami typu „łoołoo”. Tak dynamicznego utworu w przypadku Hellowen nie było od czasu...Walls Of Jerycho. Również i ballada „ The Smile Of The Sun” choć podobne „As Long as I Fall” to i tak jest o wiele atrakcyjniejsza. Ma ciekawszą melodię no i ten refren. Jest porywający i łatwo zapadający w głowie. Również pod względem gitarowym jest lepsza. Sascha Gerstner znów nam przypomina za sprawą „You stupid mankind” i jest to znów nieco cięższa kompozycja. Dominuje średnie tempo i nieco symfoniki w riffie. Jednak wciąż jest wysoki poziom, a pomaga w tym sama warstwa kompozycyjna no i przede wszystkim refren. Sporo starego Helloween słychać w „If A mountain Could Talk”, który jest autorstwa Markusa. Znów duża dawka power/heavy metalu. Spora zmian temp, motywów no i ten refren taki wzorowany na najlepszych płytach zespołu. Również bardzo przebojowy i to co najlepsze z tego zespołu ma też drugi utwór Weikatha, a mianowicie „The Sage, The Fool, The Sinner”. Trzeba podkreślić, że jest to najbardziej wesołkowaty kawałek na tym albumie. Refren prosty, ale chwyta i takich refrenów zespół już dawno nie miał w swoim repertuarze. No i typowa solówka Micheala, ale to jest jego znak rozpoznawczy. Poziomem też nie odstępuje ostatnia kompozycja autorstwa Gerstnera. „My Sacrifice” to kolejna petarda o podłożu power metalowym, choć nie brakuje też fascynacją symfoniką. Takim przerywnikiem dość udanym jest „Not Yet today”, udanym ze względu na podobny wydźwięk jakby sam Kiske tutaj śpiewał. Keeperem jedynką zalatuje w „Far in The Future” gdzie słychać riff i melodykę z „Halloween” i podobnie jak w przypadku tamtego utworu jest to najdłuższy utwór na płycie, który liczy sobie około 8 minut. Jest sporo motywów, które przypominają nie tylko „Halloween” ale też „Revalation”. Niezwykła dawka solówek to kolejna wspólna cecha oraz sporo różnych motywów no i ten refren utrzymany w wolnym tempie, ale za to ma bardziej podniosły wydźwięk. 14 utwór to bonus w postaci „Im free” i jest to utwór autorstwa Markusa. Kolejny szybki bardzo melodyjny kawałek jak za dawnych czasów.

Na taki helloween czekałem, nie ma mielizn, nie ma potknięć w postaci słabych i nudnych kawałków. Każdy utwór na „7 Sinners” ma swoją wartość, każdy z nich jest przebojem, każdy z nich jest piekielnie mocny. Biorąc właśnie kompozytorstwo, produkcję oraz inne pierdoły to wystawiłbym ocenę 9.5/10 jednakże że kocham ten zespół, a ten album jest jednym z ich najlepszych toteż wystawiam 10/10. Zespół pokazał, że ma jaja na nagranie genialnego krążka, który brzmi jak Helloween a nie jakieś pozostałości po nim. Nie ma wstydu jest zachwyt. Pytanie tylko jak słuchacz bardzo będzie porównywać ten album do Keeperów? Ja tam uznaję ten album jak taki bardziej odpowiednik Wallsa Of Jerycho. Uważam że album pod względem muzycznym jest na podobnym poziomie. Ale nie ma i nie będzie miał tak wielkiego wpływu na muzykę jak wcześniejsze płyty i to jest ta różnica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz