Strony

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

DORO - Fear No Evil (2009)

Doro Pesch znać powinien każdy fan heavy metalu. Dlaczego? Bo jest to jedna z najbardziej wpływowych wokalistek heavy metalowych, której działalność wywarło wpływ na wiele zespołów i do dziś można spotkać z modelem zespołu, gdzie frontmanem zespołu nie jest mężczyzna a kobieta. Nie bez przyczyny ma przydomek „Królowa Metalu”. Jej historia zaczyna się wraz z zespołem Warlock, jednak ten zespół nie przetrwał zbyt długo. Koniec lat 80 i kończy się pewien okres Doro i zaczyna się nowy. Rozpoczyna karierę solową z zespołem sygnowanym po prostu Doro. Rok 2009 i Doro wydaje z okazji 25 lecia swojej działalności 10 album Doro o tytule „Fear No evil”. Potem w Dusseldorfie odbył się też koncert z okazji jubileuszu. Dlaczego tam? Bo to jest rodzinne miasto. Ja najbardziej cenię sobie działalność Doro w Warlock, to co było później jakoś zbyt do mnie nie przemawiało. Zbyt bardzo rockowe, zbyt łagodne i do tego niezbyt słuchalne. Wraz z premierą „Warrior Soul” gdzieś odezwały się stare wspomnienia, gdzie Doro po części wróciła do grania z Warlock. I do tej pory uważam ten krążek za jej najlepsze osiągnięcie od ostatniego albumu Warlock. Jednak „Fear No Evil” jest też nie wiele gorszy i znów Doro sięga po te patenty, które prezentowała w Warlock i nie bawi się w jakieś rockowe granie, tylko po raz kolejny mammy heavy metalowe granie do jakiego nas przyzwyczaiła królowa metalu. Co ciekawe można znaleźć info, że na albumie są gości i to nie byle jacy, szkoda, tylko że nie tak łatwo ich wyłapać w tym gąszczu heavy metalowego grania. A o to lista:
Tarja Turunen (Tarja, ex-Nightwish)
Biff Byford (Saxon)
Sabina Classen (Holy Moses)
Floor Janssen (After Forver)
Angela Gosow (Arch Enemy)
Veronica Freeman (Benedictum)
Liv Kristine (Leaves’ Eyes)
Ji-In Cho (Krypteria)
Liv (Sister Sin)
Kim McAuliffe, Jackie Chambers, Enid Williams & Denise Dufort (Girlschool)

Jaka by nie była lista to Doro i tak będzie dalej grac swoje, nie zmienia stylu nie ewoluuje, kieruje swoje albumy i muzykę do określonych słuchaczy. Za produkcję odpowiada Andreas Bruhn, Doro Pesch & Torsten Sickert. Na album trafiło 11 utworów i to dość zróżnicowanych. Wszystko rozpoczyna typowy, wręcz taki będący encyklopedycznym przykładem stylu DORO- „Night of warlock” i tak jest to ukłon w stronę lat 80 i zespołu Warlock. Jest to jedna z najlepszych kompozycji od czasu Warrior Soul, ba nawet „Triumph and Agony”. Jest chwytliwy i bardzo koncertowy refren, który porywa tłumy o czym można się przekonać na DVD z jubileuszowego koncertu. Tak mamy metalowy hymn, z bardzo chwytliwą sekcję rytmiczną, ale już tutaj wszystko to co określa styl i muzykę Doro. Bardzo podoba mi się zagrany nieco w stylu Manowar „Running from the devil”. Kawałek należy zaliczyć do jednych z tych cięższych i najlepszych na płycie, a także w twórczości Doro. Wolne tempo, aczkolwiek bardzo skoczne i do tego nieco rycerski refren i wszystko tutaj brzmi bardzo elektryzująco. Oczywiście jubileuszu to celebrowanie, to też mamy „Celebrate” i jest to kawałek który posłużył do promocji albumu. Jest prosty, jest może nieco bardziej hard rockowy, ale to wciąż chwytliwe granie, który przyjemnie się słucha. Pomimo tego, że muzycznie jeśli chodzi o poziom i jakieś wygórowane wymagania, to kawałek wypada słabo, ale nie taki jest zamiar Doro, ona nigdy nie startowała do miana grania metalu, który jest czymś nowym w gatunku. Refren w tym utworze idealnie się sprawdził na koncercie w Dusseldorfie. Z kolei najszybszym i takim nieco thrashowym kawałkiem jest „Caught in aBattle” i jest to wciąż bardzo dobry poziom i można mówić o jednym z mocniejszych utworów na płycie. Szkoda tylko, że momentami brzmi to nieco chaotycznie, a najbardziej rzuca się na słucha perkusja, które brzmi nieco mało profesjonalnie. Doro nie raz śpiewała po niemiecku i nie raz to była ballada, tak jest i tutaj i „Herzblut” nie jest czymś specjalnym. Czyżby próba podbicia niemieckich stacji radiowych? Dobrze tez wypada na albumie taki nieco mroczniejszy „On the Run”, który również ma nieco szybsze tempo, nieco ostrzejszy riff, ale to wciąż styl jaki prezentuje Doro od kilku lat. Sekcja rytmiczna tutaj nieco kuleje. Najlepiej brzmi refren oraz riff, jednak jakich wad by kawałek nie miał, to i tak jest to jedna z ciekawszych kompozycji. Drugą balladą na albumie jest „Walking with the Angels” gdzie Doro śpiewa w duecie z Tarją z Nightwisha. Ballada oczywiście o wiele lepsza od poprzedniej. Ciekawsza rytmika, lepszy refren, lepszy wydźwięk, no i ten klimat. Nieco bardziej epicki i taki oldscholowy niż wcześniejsze utwory jest „I Lay My Head Upon My Sword” i trzeba przyznać kolejny niezły numer, gdzie też jest chwytliwy refren, jest dobra rytmika i nie ma nudy, a to jest ważne. Ciekawie się zaczyna taki „Its Kills Me” gdzie słychać doom metal, mrok i wolne tempo. Niby wszystko ok, ale potem wkracza trochę rocka i wszystko szlak trafia. Może dno to nie jest, ale ciężko strawne.” Long Lost for Love” to kawałek przeciętny gdzie słychać coś z Celine Dion i jej kawałka do Titinica, słychać też coś z rodzimego Crystal Viper, ogólnie znów słabszy kawałek na albumie. Też zakończenie w postaci „25 years” nie zmienia kiepskiej końcówki. Wciąż drętwe granie, gdzie komercja wychodzi z każdej strony i najwięcej w tym pop rocka i innych dziwactw, a wszystko to po to żeby urozmaicić album.

Co by nie powiedzieć jest to kontynuacja stylu właściwego z poprzedniego albumu to jest „Warrior Soul” i jak na moje uszy album jest może i nawet lepszy od poprzednika który był dobry. Jest on bardziej wyrównany, ma więcej przebojów i wiele ciekawszych melodii. Jednak album sam w sobie też nie jest czymś genialnym. Ot co dobry heavy metalowy album skierowany do fanów królowej metalu. Mamy metalowe hymny, szybkie petardy, rockowe i komercyjne kawałki, a także killery. Jest dość urozmaicony materiał, ale Doro nie tworzy już takich kompozycji jak w Warlock, nie ma już tej szczypty geniuszu. Jest tylko dobrze, albo aż dobrze. Nota : 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz