Gaia Epicus to zespół z Norwegii grający power metal i ślepo zapatrzeni są w Gamma Ray i Helloween i to słychać w ich muzyce. Do tego wszystkiego mamy Thomasa Hansena, który wokalnie śpiewa pod Kaia. Wydali do tej pory 4 albumy. Najlepszy oczywiście jest „Victory” z 2007, a co z jego następcą „Damnation” z 2009 r? W zespole źle się działo i właściwie został Hansen, a Ole Myrholt zdecydował się na bycie sesyjnym perkusistą. Całą resztę nagrał sam Hansen. Tak więc praktycznie to co się zaczęło dziać w 2008 to dziś trwa, a mianowicie nie ma zespołu, a gaia Epicus to Hansen i to dosłownie. Album miał być gotowy na grudzień 2008 i premiera się przeciągała i końca widać nie było i podobne problemy są z nowym wydawnictwem tj „Dark Secrets”. Album został z miksowany i nagrany w studio Hansena, to on tez jest autorem wszystkich utworów, a album został wydanym nakładem ich własnej wytwórni Epicus. Bardzo ładną okładkę po raz kolejny narysował J.p Fournier znany z okładek Edguy. Album prezentuje styl będący mieszanką tego nieco ostrzejszego z Victory i tego łagodnego takiego skromniejszego i mało dopracowanego z pierwszych albumów. Największą zagadką tego albumu są goście, bo ich w ogóle nie słychać. A o to lista, która jest podawana przy tym albumie : Roland Grapow,Dominique Leurquin ,Jonas Hörnqvist ,Lasse Jensen -, Andreas Olsson, Michael Troy ,Fabrizio S Muratori - Ola Halén, Cathrine Solhaug Storli .W sumie album nie jest jakiś oszałamiający, nie ma tutaj jakiegoś rzucającego na kolana materiału, jest to wtórne i do tego nie jest to wysokie granie. Jest to granie pod Gammę, ze średnim wokalem, ,ale jest to melodyjne i chwytliwe, więc dla mało wymagających słuchaczy coś w sam raz.
Kicz w sumie gdzieś wybrzmiewa w tym albumie. Słychać to w brzmieniu, słychać to w gitarze, słychać to w wokalu Hansena. I tak zaczyna się otwieracz „Damnation”, który jest najbardziej rozbudowaną kompozycją na albumie trwającą..uwaga...9minut. Co od razu słychać, że zespół porzucił ciężar i drapieżność z poprzedniego albumu i wróciła do korzeni tj „Satrap”. Ten kawałek stylistycznie pasowałby tam idealnie. Mamy dość prosty i melodyjny główny motyw, mamy kilka ciekawych motywów i największą rolę odgrywają tutaj właśnie solówki, partie gitarowe Hansena. Wokal Hansena irytuje i do tego to średniej klasy brzmienie. Refren ot taki sobie, ni to grzeje ni to ziębi. Nie potrzebnie ciągnięty jest na siłę kawałek, bo 5 minut by wystarczyło. Nie potrzebne jest tutaj zwłaszcza gadka w połowie kawałka. Solówki i cała motoryka to Helloween i Gamma Ray, co zresztą dalej słychać w kolejnych kompozycjach. Album trzyma w miarę równy poziom i tak o to mamy drugi przyjemny dla ucha kawałek „Master Of the sea” i znów brzmienie, łagodne tempo, słodkie melodie dają znać o debiutanckim albumie. Tak w ogóle album brzmi jak składanka odrzutów z poprzednich albumów. Refren wieśniacki,ale fajnie się go słucha. Tak jak wspomniałem wcześniej najlepiej wypadają na tym albumie solówki, bo są energicznie i bardzo melodyjne. W podobnym stylu utrzymany jest „Firestorm” z tym że kawałek ma szybsze tempo i więcej Gamma Ray. Na plus zaliczam tutaj energiczny riff, dużą dawkę melodii w solówkach. Na minus: łagodny wydźwięk, słodki bym powiedział no i ten wieśniacki refren. Dziwne uczucie, bo człowiek że to nic specjalnego, ze to nie jest jakaś wysokiej klasy muzyka,a mimo to fajnie się tego słucha. Widać i na takie granie jest ochota. Ciekawy pomysł Hansen miał na instrumentalny kawałek tj „Wizards return” bo jest przepiękny i zapadający w głowie główny motyw, brakuje mi jednak odrobinę szaleństwa i więcej energii, ale i tak jest to jednak z takich ambitniejszych kompozycji i najlepszych na albumie. Również o ambitniejszym graniu można mówić w przypadku „You're a liar” i tutaj słychać coś z Deep purple w klawiszach. A w riffach i w tempie słychać Gamma Ray. Tak jak wcześniej dominował album „satrap” tak tutaj słychać z koeli „victory” i pewnie dlatego to się przedkłada na poziom tego kawałka, który jest nieco wyżej niż pozostaje kawałki. Słodko brzmi „Cyborgs from hell” i tym razem kłania się „Powerplant” Gammy Ray no i znów Satrap. Jest słodko i dość kiczowato. Najbardziej podobają mi się solówki Refren znów jakiś wiejski, ale fajnie wypada moment, kiedy Hansen śpiewa „Save us...” Więcej Gammy Ray, więcej Hansena z Niemiec słychać w „The savior” i coś z poprzedniego albumu słychać. Wreszcie konkretny refren, taki koncertowy i nie brzmi tym razem kiczowato. Do tego świetnie dopasowany motyw i tak mamy kolejny jeden z najlepszych kawałków na albumie. Również do tej samej ligi zaliczam „Heroin All” gdzie tez mamy zapadający w głowie główny motyw, choć nie jest to taka szybka petarda jak poprzedni utwór. Też nie brakuje tutaj atrakcyjnych melodii i chwytliwego refrenu. Znów słychać wpływy. Najmniej mnie przekonuje zamykający „Salvation is Here” gdyż wszystko tutaj jest słodkie i bardzo chaotyczne. Wieśniacki refren, utrzymane w stylu disco klawisze. Jakoś mniej Gammy, choć echa tego bandu tez słychać.
Płyta ma sporo wad, poczynając od wokalu Hansena, kończąc na samych kompozycjach. Ztym że, gdyby nagrał je pełno etapowy zespół, z lepszym wokalista to i ciekawszy krążek byśmy mieli. Kompozycje w same do końca nie są złe. Można znaleźć kilka ciekawych momentów, a całościowo fajnie się tego słucha, bo jest to przyjazna dla ucha muzyka. Są wpływy Gamma Ray, Helloween , Freedom Call, są słyszalne wcześnie płyty Gaia Epicus. Właściwie krążek brzmi jak taki zlep odrzutów ze wcześniejszych płyt. Płyta zawiera muzykę mało ambitną, nie najwyższych lotów, i właściwie ukierunkowaną do zagorzałych fanów power metalu. Melodii nie brakuje, urozmaicenia tez nie brakuje. Jednak to wszystko jest dobry i tylko dobre. Nota: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz