Strony

piątek, 26 sierpnia 2011

WARLOCK - Burning The witches (1984)

Scena niemiecka w przypadku heavy Metalu jest bogata i kryje w sobie wiele świetnych, sławnych, lecz zapomnianych zespołów. Mało kto dziś pamięta Warlock, który grał czysty heavy metal czerpiąc z najlepszych. Zespół nie istnieje już od ładnych kilku lat i jedyne co z niego przetrwało to liderka zespołu Doro Pesch robiąca karierę solową. I to ikonę muzykę heavy metalowej, znają i powinni znać wszyscy. Uważana za królową heavy metalu i nie jest to nadużycie. W okresie gdzie dominował męski wokal, w okresie gdzie było pełno heavy metalowych zespołów, Warlock z charyzmatyczną Doro przebił się, a wokalistka przebiła się mimo tego że jest tylko kobietą. Maniery jej nie można mówić, bo łączy wokal w stylu Halforda czy Lemiego. Swoją karierę zaczynała w Snakebite, mając zaledwie 16 lat. 3 lata później w 1983 roku dołącza do zespołu z Duseldorfu – WARLOCK. Rok później zespół wydaje demo i w końcu zawiera kontrakt płytowy z belgijską wytwórnią płytową – Mausoleum, który wydawał dość ciekawe albumu, niestety większość z nich gdzieś przepadła bez wieści i ogólnie są to rzeczy ciężkie do zdobycia. Ale nie debiutancki album Warlock „Burning The Witches”. Z czym może się kojarzyć muzyka Warlock? Judas priest, Motorhead, Accept to pierwsze z brzegu kapele, które tu słychać. Jedno trzeba przyznać, nazwa zespołu, sam tytuł i okładka świetnie się zgrywają. Produkcja może i nie dopracowana, może nie jest tak genialna jak w przypadku Judas priest, Iron maiden, ale to nie Emi, to nie Columbia, to Mausoleum, a oni znani są z średniej klasy brzmienia. Ale tutaj nie liczy się brzmienie, a kompozycje, muzyka,a ta jest na tym krążku wyborna.

Materiał jest krótki bo trwa tylko 36 minut, a to wszystko przez te krótkie kompozycje. Sam otwieracz „Sign of Satan” to zaledwie 3 minutowego rasowego heavy metalu w stylu Accept, Judas Priest, ale nie brakuje też rock'n rolloowego szaleństwa Motorhead. Peter Szigeti oraz Rudy Graf stanowili znakomity duet na tym albumie, wygrywali naprawdę świetne solówki, który były pełne dynamiki, pasji i melodyjności, do tego ten bunt, młodzieńczy gniew i zapał, to wszystko słychać. Jeden z moich ulubionych kawałków Warlock, taki skoczny, szybki i przebojowy. Kochane lata 80. Poziomem nie odstępuje również bardziej taki klasyczny, taki bardziej skoczny „After The Bomb”, który też świetnie łączy Judas Priest z Accept. Tempo nieco bardziej stonowane i mamy tutaj czysty, rasowy heavy metal. Jasne, tego było pełno w latach 80, ale Warlock, komponował przeboje i do tego nie jakieś radiowe, a heavy metalowe. Imponowały pod względem rytmiki, partii gitarowych, całego zagrania i także samego kompozytorstwo. Tutaj każda melodia, refren jest na wagę złota. Kto by pomyślał, że to debiut? Dzisiaj technologia, studio, produkcja może wiele zatuszować, nie raz ukryć nieporadność muzyków. Kiedyś liczyło się coś więcej, geniusz kompozytorski i szczerość prezentowanej muzyki, a to właśnie słychać w Warlock. To słychać w „Dark fade” ileś tu tradycji ileż tu starego, rasowego heavy metalu z najwyższej półki. Nie liczy się ciężar, a chwytliwy riff, taki o którym nie da się zapomnieć, a także wpadający w ucho refren. Kolejny killer. Natomiast w „Homocide Rocker” postawiono na skoczne tempo i prosty hard rockowy refren. Całość to taki hard rock/ heavy metal, nawet refren jest tutaj bardzo bujający. Takie były lata 80. Nie ma tutaj silenia się, nie ma udawania. Jest szczerość, jest radość z grania i grają swoje nie patrząc na innych. W tego typu albumach często pojawiają się ballady, a Doro później dość często zawierała na swoich albumach takie kompozycje, pokazujące jej drugie oblicze. „Without You” nie jest to jakieś banalne, popowe granie, oj nie. Słychać coś z Scorpionsów i podobny geniusz. Poza wokalem Doro warto tutaj zwrócić uwagę na świetną aranżację, gdzie mamy łagodny i taki ciepły główny motyw, a także urocze solówki. Tak emocji tutaj nie brakuje. Odpoczęliśmy, więc można wracać ostrzejszego grania, które zespół nas raczył od początku na albumie. Tym razem kolejny klasyk i kolejny mój prywatny ulubieniec, mowa o „Metal Racer”. Prosty, rasowy, melodyjny, szybki, skoczny i przebojowy, to jedne z wielu epitetów, które się nasuwają z tym kawałkiem. Od początku do końca chwyta i jeszcze ten łatwo wpadający w ucho refren, no i trzeba przyznać idealny kawałek na koncerty. Najczęściej jednak coverowanym utworem Warlock zawsze był „Burning the Witches” Na czym polega fenomen tego utworu? Zespół stara się grać jak najprościej, jak najbardziej klasycznie, skupiając się na tym ze by zagrywki były melodyjne i bardzo chwytliwe, a Doro dba o resztę, która napędza swoim wokalem całą przebojowość. No perła, która nigdy rdzewieje. Nieco słabsza kompozycją an albumie jest „Hateful Guy”. Nie co mniej urokliwa sekcja rytmiczna, nieco słabszy refren, ale poziom dobry utrzymany. Najlepiej tutaj wypadają partie gitarowe i skoczne tempo. Całość zamyka równie atrakcyjny co wcześniejsze kompozycje, a mianowicie 'Holding Me” i posłuchajcie owej sekcji rytmicznej, basu i wczujcie się w ten mroczny i tajemniczy klimat. Z czym wam się to kojarzy? Mi z Black Sabbath „Heaven and Hell”. Kawałek ma predyspozycje na długi epicki kawałek, ale zespół nie ma ochoty się bawić w takie utwory i kończy po 4 minutach.

Burning The Witches to 37 minut rasowego heavy metalu utrzymany w dość żwawym tempie i z brzmieniem ostrym i takim surowym. Mamy tutaj ciężar, galopady gitarowe, brud, młodzieńczy bunt i atrakcyjne melodie a to wszystko właściwie stanowi niemalże esencję klasycznego rasowego heavy metalu. Ktoś powie, że takiej muzyki było pełno, ano było, z tym że Warlock się wybił nagrał znakomity debiut, trzymał formę i nagrywał dalej ciekawe krążki i sądzę że dalej byłby znakomity, gdyby Doro nie poszłaby za karierą solową i podążając w bardziej komercyjnym kierunku. Warlock i tak dorobił się sławy i jest znany, choć i tak wielu pomija ich milczeniem, albo nie zna, co wydaję się być błędem. Bo Warlock, też odegrał znaczącą rolę w heavy metalu. Najlepszy krążek Doro i Warlock, który został zagrany z pasją, szczerością i surowością, o co dzisiaj ciężko. Krótko mówiąc jest to po prostu szczery do bólu heavy metalu, do tego prosty i szalony . Jest to rarytas dla fanów heavy metalu i prawdziwy klasyk w tym gatunku. Nota: 9.5/10 Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz