Strony

środa, 31 sierpnia 2011

WARLOCK - Triumph and Agony (1987)

Ostatnim rozdziałem niemieckiej legendy heavy metalowej czyli Warlock jest album”Triumph and Agony” z 1987 roku, który jest tak samo genialnym albumem jak debiut i na tym krążku właściwie znalazły się największe przeboje zespołu. Album ukazał się w zmienionym składzie, gdzie na miejsce gitarzysty Petera Szigettiego pojawił się Tommy Bolan, zaś na basie pokazał się Tommy Henriksen. Produkcją albumu zajął się Joey Balin, zaś tą klimatyczną okładkę narysował Geoffrey Gillespie. A jaką muzykę zawiera ów 4 album niemieckiej formacji? Ano dalszy ciąg mamy rasowego heavy metalu, prostego, melodyjnego, gdzie słychać echa Judas priest, Accept, czy Dokken. W przeciwieństwie do poprzedniego albumu nie ma tyle zalotów pod hard rocka, jest więcej killerów i przebojów.

Już na wstępie otrzymujemy jeden z nich. „Ale We Are” to klasyk i chyba najbardziej rozpoznawalna kompozycja tej niemieckiej formacji. Tutaj słychać miks partii gitarowych w stylu Judas Priest z refrenem, tempa i klimatu Accept i trzeba przyznać że ta receptura sprawdza się już od debiutanckiego albumu. Utwór jest prosty jak budowa cepa, jest chwytliwy i do bólu szczery riff, jest także koncertowy i taki bojowy refren i takim graniem Warlock, przekonał do siebie fanów muzyki heavy metalowej. Jednym się to podoba, a innym nie. Na początku może niektórych drażnić kiepski angielski akcent Doro, ale kogo to obchodzi? Liczy się muzyka,a ta tutaj jest prężna. Jako ciekawostkę warto dodać, że nakręcono do tego utworu udany klip. Oczywiście nie zabrakło prawdziwych speed metalowych petard. Jedną z nich jest „Three Minute Warning”. Nie doszukacie się tutaj nowoczesności, oryginalności, czy tez jakiegoś kombinowania. Jest to kolejna prosta kompozycja, która jest nastawiona przede wszystkim na melodie,szybkość i na wokal Doro. Tak więc, kolejny rasowy heavy metalowy kawałek, który idealnie oddaje styl Warlock. Klasyk i przebój w jednym. Znów Accept i Judas Priest daje o sobie znać w „I rule The Ruins”, ale nic dziwnego skoro od debiutu Warlock z tych dwóch zespołów najwięcej czerpał. Warto jednak podkreślić, że to jedna z tych łagodniejszych kompozycji. Ma takie hard rockowe zaloty, zwłaszcza podczas refrenu czy też gdy słychać jest sekcję rytmiczną. Doro tutaj nawet stara się czysto śpiewać i świetnie jej to wychodzi. Klasyk? Jak nie, jak tak. Poziom niestety siada przy „Kiss Of Death” i tutaj trzeba przyznać, że odbiega od poprzednich. Zresztą do następnych też startu nie ma. Nie ma takiej dynamiki, nie ma przebojowości, a partie gitarowe też wiele do życzenia pozostawiają. Kawałek ten to taki typowy wypełniacz. „Make Time for Love” to jedna z dwóch ballad, z tym, że nie ma startu do ballad które Warlock stworzył na poprzednich albumach. Jest tylko dobrze, a mogło być lepiej. Mamy ciepły, romantyczny klimat i porywający refren, lecz jakoś główny motyw mało przekonujący jest. Solówka tutaj też mało wyraźna. Kolejnym przebojem i takim klasykiem Warlock jest „East meets west” i co by nie powiedzieć to znów proste heavy metalowe granie. Jest Accept, a także Judas Priest z Britisch steel. Znów słychać prostotę w głównym motywie, a także w refrenie, ale taki właśnie jest Warlock, taki był do ostatniego albumu. Trzeba zaznaczyć, że kawałek łatwo wpada w ucho. No i Judas Priest musi ustąpić Warlock w jednej rzeczy. Warlock pierwszy stworzył swój „Touch of Evil” i nie ma co owijać w bawełnę jest to najszybsza, najagresywniejsza kompozycja na albumie, a także w historii zespołu. Na uwagę zasługuje nie tylko pędząca sekcja rytmiczna i ostre partie gitarowe, ale przede wszystkim wokal Doro, tutaj tak naprawdę pokazała swoje umiejętności. Najbardziej rockowym kawałkiem na tym albumie jest „Metal Tango” i jest to najbardziej wyróżniająca się kompozycja z tego albumu. Jest coś z rytmów tanga, co można usłyszeć w choćby skocznym tempie. Główny motyw, prosty i zarazem bardzo melodyjny. Gitary tutaj niosą ze sobą emocje, do tego na utworze panuje taki tajemniczy klimat. Tak jest rockowo i przebojowo. Jak dla mnie najlepsza kompozycja na albumie. No i chcąc nie chcąc słychać Accept ten „Head Over Heals” Niczego nie wnosi kolejny przebój na albumie „Cold, Cold World”. Znów mamy czerpanie z Accept czy z Judas Priest. Znów postawiono na przebojowy refren i prosty riff. A czego innego się spodziewaliście? Kultową ballada jest „Fur Immer” zaśpiewana oczywiście przez Doro w języku niemieckim. Jest on klimatyczna, wzniosła, taka romantyczna. Pomimo tego niemieckiego języka, da się tego posłuchać i nawet po sławić. Ciekawie jak byto brzmiało po angielsku?

Ostatni klasyczny Warlock z prawdziwym rasowym heavy metalem. Pomimo że Warlock niczego nowego nie odkrył, ba grał wtórnie, opierając swoją muzykę na drogach przetartych przez Accept i Judas Priest, a mimo to odnalazł się na rynku heavy metalowym. Zyskał fanów, zyskał uznanie i przeszedł do historii jako legenda, jako gwiazda sceny niemieckiej. I zakończenie działalności w postaci „Triumph and agony” było najlepszym zakończeniem jakim można było sobie wyobrazić. Zespół nagrał znakomity album zawierający muzykę jaką Warlock prezentował od debiutu, choć tym razem jest więcej przebojów i killerów niż zwykle i za ledwie dwie słabsze kompozycje. Album jest kultowy wśród fanów muzyki heavy metalowej, pomimo że niczego nie wniósł do gatunku, pomimo że nie jest perfekcyjny. Obok debiutu najlepszy album Warlock. Klasyka. Nota:9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz