W tym roku po raz trzeci uderzy już znany w thrash metalowym świecie Evile. Zespół który został założony przez szkolnych kumpli Matta Drake'a i Bena Carter'a. Zespół, który czerpie inspiracje z takich zespołów jak Sepultura, Exodus, Metallica, Annihilator czy Slayer. Choć w zespole nie ma zmarłego tragiczną śmiercią Mike Alexandra, to zespół dalej tworzy i dalej nagrywa. A dowodem tego jest trzeci w ich karierze album, który jest zatytułowany „Five Seprents Teeth”. Na basie Joel Graham świetnie wypełnia lukę po zmarłym muzyku i to jest dobry znak. Produkcją nowego albumu zajął się Russ Russell znany z produkcji albumów Napalm Death czy Dimmu Borgir, a więc dość ciężkiego grania. Tak więc mamy pierwszy album z nowym basistą, który się pojawił w 2009 roku i choć są zmiany to jakoś nie przedłożyło się to na zmiany w muzyce, dalej zespół gra thrash metal na bardzo dobrym poziomie. Co ciekawe zespół zaprosił na krążek dwóch gości: Tonego Drake'a oraz Briana Posehna. Mroczną okładkę, taka jakby w stylu żałobnym zrobił Gustavo Sazes. Matt Drake jest odpowiedzialny za warstwę liryczną na albumie.
Słuchając takiego wstępniaka jak „Five serpents Teeth” to ma się wrażenie, że album będzie wypadkową dwóch poprzednich krążków i tak w sumie jest. Niczego nowego nie ma. Jest melodyjne wejście utworu i muszę przyznać że bracia Drake rozumieją się bez słów i to słychać, że jest między nimi chemia. Riff jest nie tylko dynamiczny, ale przede wszystkim łatwy i atrakcyjny w odbiorze,a to ważne. Mamy tutaj także, taki typowy dla gatunku refren, ale czego inne można było oczekiwać. Co jest mocną stroną tego utworu jak i całego albumu to niezwykłe popisy gitarowe. Rozpatrując utwór w skali całego albumu to wypada on nad wymiar dobrze i dla mnie jest to jeden z ciekawszych utworów na albumie. W przypadku „In dream of Terror” słychać z początku riff, który mógłby zdobić nie jeden power metalowy album. Dalej kawałek przeradza się w szybką petardę i pod względem dynamiki i melodii jest to jeden z ciekawszych kawałków na albumie. Szkoda tylko, że refren do mnie jakoś nie przemawia. Natomiast taki „Cult” zawiera w sobie sporo patentów heavy metalowych i tutaj fani Metaliki powinni być zachwyceni, bo Evile tutaj oddaje w sumie hołd ekipie Hatfielda. A jako że fanem Metaliki nie jest to też utwór dla mnie taki sobie. Taki „Eternal Empire” jest kontynuacją stylu zaprezentowanego w poprzednim utworze. Choć tym razem zespół rozwija pomysł o nieco szybsze partie. Pod względem czasu trwania „Xaraya” się wyróżnia, choć uważam, że nie tylko pod względem najdłuższego czasu na płycie. Utwór ma ciekawe skoczne tempo, takie nieco wolniejsze, a sam utwór oczywiście ma kilka patentów których nie powstydziłby się Hatfield. Choć co mnie zauroczyło w tym utworze, że nie pędzą do przodu, że postawili najbardziej heavy metalowy wydźwięk i to się sprawdziło. Jak dla mnie najlepszy utwór na płycie. Do udanych kompozycji zaliczę też na pewno „Origin of oblivion” bo choć tutaj jest szybkie granie to można z tego wyłapać jakieś atrakcyjne melodie, a zespół na męczy tyle tutaj co w niektórych kompozycjach. Bardzo przypadło mi do gustu otwarcie „Centurion”, bo jest takie bardziej...heavy metalowe. Potem jednak wkracza nie przyjemny riff i wszystko gdzieś ginie w tłoku mało atrakcyjnych partii gitarowych. Nie pomaga tutaj nic nawet ciekawe tempo. Oczywiście w tym pełnym mroku albumie, zlazło się miejsce na ...balladę. „In Memorian” czytając tekst ma się wrażenie że kawałek został skomponowany z myślą o zmarłym basiście i w sumie jest to ładna kompozycja, pomimo tego, że kłania się czarny album Metaliki. Do najlepszych kawałków na płycie zaliczę także najszybszy i najostrzejszy kawałek na płycie, a mianowicie „Descent into Madness” choć granie to samo co na wcześniejszych utworach, to jednak jest to bardziej dopracowany kawałek, jest chwytliwy riff, jest łatwo wpadający w ucho refren i tak zespół powinien grać przez cały album. Zamykający „Long Live New flesh” to też bardzo ciekawa kompozycja. Partie gitarowe są ostre, ale nie pozbawione melodii, a wszystko jest bardzo rytmiczne. No i do tego ten koncertowy refren. Takich kompozycji mi tutaj brakowało.
Trzeci album anglików i słychać że grać potrafią i to na wysokim poziomie. Brzmienie i same wykonanie na poziomie, szkoda tylko, że zespół nie potrafi skomponować typowych killerów. Jest kilka błyszczących momentów i końcówka albumu w postaci ballady i 2 killerów znakomita. Szkoda, że z początku nie co niemrawo było. Takim album dobry do posłuchania, do potupania, ale jakiegoś szału nie ma. Technicznie jest świetnie, ale komponowanie nieco zostało położone, co przyczyniło się że album co najwyżej dobry. Fanów thrash metalu odsyłam do warbringera, a fanów Evile do starszych albumów, bo nowemu brakuje do wcześniejszych, choć jakimś dnem też nie jest. Ot co solidny thrash metalowy krążek. Nota: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz