Czy można nagrać dobry album, tak dobry jak poprzednie, zmieniając przy tym nie mal cały skład zespołu? Czy jest możliwe utrzymanie przy tym nie mal takiego samego stylu jaki kapela prezentowała przez prawie dekadę? Słuchając jedenastego albumu szwajcarskiej kapeli KROKUS nie mam wątpliwości, że jednak można. „Stampede” który ukazał się w roku 1990 zawierał w dalszym ciągu heavy metal z dużą dawką hard rocka. Fernando Von Arb jest tym, który posłużył jako łącznik między graniem z poprzednich albumów, z tym prezentowanym na „Stampede”. Oczywiście Von Arb jest w znakomitej formie i wygrywa na krążku naprawdę melodyjne i drapieżne partie gitarowe i w tym wszystkim słychać zaloty pod AC/DC, choć tym razem KROKUS mierzy się z erą Briana Johnsonna. W sumie nie ma się czemu dziwić, nie ma Marca Storace, który miał manierę Bona Scotta, zaś jego zmiennik Peter McTanner ma manierę Briana Johnsonna. Choć mamy zupełnie inną sekcję rytmiczną, a także nieco inne brzmienie, to jednak w dalszym ciągu słychać, że to KROKUS, tylko że tym razem zmienił swoje inspiracje. Takie utwory jak „Rhytm Of Love”, „She Drives Me Crazy”, czy też „Rock'n Roll Gypsy” to typowe granie pod AC/DC z lat 80 i podobieństwa można doszukać się pod wieloma względami. A to wokal niemal identyczny jak ten u elektryków z lat 80, identyczne partie gitarowe, identyczna melodyjność, przebojowość i ta zadziorna, utrzymana w jednej tonacji sekcja rytmiczna i to wszystko tutaj mamy. Dla jednych będzie to marna kopia, a dla drugich kolejna dawka energicznego hard rocka/ heavy metalu. Do jednego worka z etykietą „AC/DC” nie można wrzucić rozpędzonego, heavy metalowego „Stampede”, „Novo Zano”, w którym mamy znów bardziej heavy metalowy wydźwięk, a także jedną z najlepszych solówek na albumie, która jest podyktowana niezwykłym wyczuciem i emocjami. Dalekie też od grania pod AC/DC jest nastrojowa ballada „In The heart Of The Night”, którą zaliczam do tych najlepszych w historii zespołu. No i pod względem stylu i całej konstrukcji należy z tego krążka przede wszystkim wyróżnić najdłuższy na albumie kawałek, a mianowicie „Wasteland”, który jest najszybszą i najbardziej rozbudowaną kompozycją na „Stempade” Utwór naszpikowany jest sporą ilością solówek, melodii i motywów i to zapewne główna atrakcja tego albumu. Natomiast ci którzy lubią łobuziarski, pełen szaleństwa hard rocka z jakiego znany jest AC/DC to zapewne pokochają dynamiczny „Shotgun Boggie”. Analizując dogłębnie to wydawnictwo to wyjdzie po raz kolejny, że za dużo wtórności, że za dużo w tym AC/DC, jednak taki właśnie jest styl KROKUS i tak grali w lat 80. Choć pierwszy raz zespół inspirował się erą z Brianem Johnsonnem i trzeba przyznać, że jest to wierna kopia stylu elektryków z lat 80. Dla jednych będzie to powód do narzekania, a dla drugich kolejne tribute to AC/DC. Warto zaznaczyć, że pomimo drastycznych zmian personalnych KROKUS był wstanie nagrać bardzo dobry album, który wstydu im nie przyniósł i śmiało można wliczać to dzieło do czołówki wydawnictw KROKUS. Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz