Strony

czwartek, 29 grudnia 2011

MASTERCASTLE - Dangerous Diamonds (2011)


MASTERCASTLE to dopiero raczkujący zespół heavy metalowy, który wplata do swojej muzyki elementy power metalowe czy też hard rockowe. Nie da się ukryć, że zespół jest młody, wystarczy spojrzeć na status płytowy i już wiadomo co i jak. MASTERCASTLE został założony w 2008 roku z inicjatywy wokalistki Giorgia Gueglio i gitarzystę Piera Gonella. Piera, a także pozostałych muzyków można kojarzyć choćby z takich kapel jak LABIRYNTH , THE DOGMA, czy też ODYSSEA. Tak więc stażu ani doświadczenia im nie można odmówić, tylko że momentami słuchając ich muzyki ma się nieco inne wrażenie. Zespół nagrał póki co trzy albumy i ostatni ukazał się w tym roku. „Dangerous Diamonds” to tytuł nowego albumu tego zespołu i definiuje on bardzo subtelnie i dokładnie styl włochów. A ten styl się opiera na nie przeciętnych umiejętnościach Piera, który potrafi wygrywać bardzo przyjemne dla ucha partie gitarowe oraz na donośnym wokalu Giorgi. Zespół nie ma większych problemów z stworzenie melodyjnych kompozycji, ale ma problem z stworzeniem jakiegoś bardzo dobrego utworu, który dałby się we znaki i byłby w stanie zapaść na dłużej. Jedno trzeba przyznać, MASTERCASTLE to specjalista od urozmaicania materiału. Mamy sporo melodyjnych kompozycji, które są mieszanką heavy metalu i hard rocka, a taki właśnie jest otwierający „Another Flower” z prostym, łatwym refrenem, „Bitter & Sweet” z nieco mocniejszym akcentem gitarowym, czy też chwytliwy „Take Off” który został przyozdobiony jednym z najlepszych motywów gitarowych z całej płyty. Przykład, że można grać lekko, przyjemnie i melodyjnie. Mamy też bardziej hard rockowe patenty, które dają o sobie znać w nieco rozlazłym „Time For Lovers”, który ociera się komercję , czy też zadziorny „Icy Moon”, które również poza miły refrenem nie ma za wiele do zaoferowania. Album strasznie szpecą wolniejsze kompozycje takie jak „Lovin Me” czy też instrumentalny „Blue Diamond” który jest strasznie chaotyczny i mało atrakcyjny pod względem wykonania. Z kolei ozdobą i kompozycjami najbardziej reprezentacyjnymi są te utrzymane w power metalowej stylizacji. „Sixt Sun” i rozpędzony „Dangerous Diamonds” i parę ciekawych refrenów nie są wstanie uratować ten album od niskiej oceny. Nie oszukujmy się płyta jest słaba, nawet w tej jakże oklepanej formule. Nie słychać tego doświadczenia muzyków, nie słychać pomysłu na kompozycje, a to ma znaczący wpływ na ostateczny werdykt. Czego mi również za brakło oprócz konkretnych propozycji w ramach kompozycji? Bez wątpienia mocy, kopa, bo przecież mamy do czynienia z heavy metalem, anie jakimś popowym graniem. Płyta dla fanatyków gatunku, dla fanów kobiecych wokali w heavy metalowym granie, niestety reszta może sobie darować. Ocena: 4.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz