Strony

niedziela, 22 stycznia 2012

FEAR OF GOD - Within The Veil (1991)

Dawn Crosby to jeden z najbardziej intrygujących kobiecych wokali jakie było mi dane słyszeć. I owa wokalistka najbardziej znana jest z thrash metalowej kapeli FEAR OF GOD, która została założona z jej inicjatywy w 1989r. Kto wie jakby się potoczyła kariera zespołu, gdyby nie śmierć wokalistki. Kto wie czy nie byłby to jeden z oryginalniejszych zespołów. I tu zbliżamy się do kolejnej kwestii a mianowicie czy faktycznie mamy do czynienia z thrash metalem? No właśnie, gdzieś tam pewne elementy można wychwycić, ale tutaj mamy raczej psychodeliczne granie oparte na ponurym, mrocznym, przygnębiającym klimacie, wymieszanym z elementami czysto doom metalowymi. To w połączeniu z prawdziwymi tekstami, ocierającymi się o mrok i depresyjne podejście do życia sprawia, że muzyka jest jedną z mroczniejszych. Ten klimat zostaje też wyeksponowany za sprawą dość oryginalnie brzmiącej wokalistki Dwan Crosby, której umiejętności sięgają wyżej niż tylko czyste śpiewanie, niż wrzaski , ale sięgają do bardziej teatralnego podejścia, gdzie np. recytuje zamiast śpiewać. Nabiera to wszystko niezwykłego klimatu i oryginalności. Pod względem muzycznym i aranżacyjnym mamy do czynienia z naprawdę technicznym graniem i jak na owe czasy bardzo nowoczesnym. Jest brutalność i negatywny ładunek emocji. To z kolei przedkłada się na to że muzyka jaką prezentuje ten zespół na debiutanckim albumie „Wihin The Veil” nie trafi do każdego, nie każdy ja odbierze w ten sam sposób, nie każdy ją pewnie zrozumie. I właściwie wszystko w rękach słuchacza. Tak więc myślę, że po tym fragmencie każdy powinien zaprzestać czytać moje narzekania i powinien we własnym zakresie posłuchać tego dość nie typowego materiału. Wszystko zaczyna się tak jak powinno a więc od mocnego uderzenia w postaci „All That Remains” i tu już można się przekonać, że nie będzie to typowy thrash metal z tamtych rejonów i że tak w ogóle thrashu tutaj za wiele nie ma. Jest sporo zwolnień, ponurego klimatu i urozmaicenia. Można się w tym wszystkim zgubić, gdyż nie ma jednego tempa, nie ma jednej linii melodyjnej. Początkowo była fascynacja i zauroczenie, a owy wstęp napawał optymizmem, zwłaszcza wokal był tym elementem najbardziej przekonującym. „Betryed” jest jakby zbyt rozciągnięte i zbyt nijakie, szkoda że dopiero pod koniec zaczyna się coś dziać. Moim ulubionym utworem jest “Diseased” a to z tego względu, że jest większy nacisk na energię, na dynamikę, jest w końcu prawdziwa demolka, a wolne momenty stanowią tutaj mniejszość.  Również pierwszy raz uświadczyłem atrakcyjną solówkę, która nadaję odpowiedniego smaku kawałkowi. „Drift” to kolejna ciekawa kompozycja, a to z tego względu że jest bardzo nastrojowy utwór i znów mamy do czynienia z dobrze rozplanowaną solówką.  Równie okazale się prezentuje „Love's death” który ukazuje walkę cierpienia z mrokiem, podoba mi się nastrój jaki panuje na tym utworze. Jest to też jeden z nie wielu kawałków, który pozbawiony jest nie potrzebnych zwolnień. Jeśli ktoś ceni sobie warstwę liryczną to powinien się wsłuchać i wczytać w „Red To Grey” który opowiada o koleżance Crosby, który  wyniku poparzenia roztopionym żelazem popełniła samobójstwo. Cała płyta jest utrzymana w podobnym klimacie i na dłuższą metę potrafi to zmęczyć. Wszystko brzmi bardzo oryginalnie, dość nie typowo i ciężko określić to z czym mamy do czynienia. Thrash metalem tego bym nie nazwał. Jest nacisk na ponury, pełen negatywnej energii klimat , jest nacisk na technikę i pomysłowość. Ale to sprawia że muzyka nie jest łatwa w odbiorze i tylko prawdziwi smakosze muzyki metalowej, prawdziwi poszukiwacze nie tuzinkowej muzyki docenią w pełni ten materiał. Osoby takie jak ja, które pędzą za każdą łatwo wpadającą melodią, za każdym chwytliwym refrenem gdzie liczy się szybkość, czasami agresja nie mają tutaj czego szukać. A każda minuta spędzona z tym albumem, tylko uświadamia, że to muzyka ambitna i nie dla kogoś takiego jak ja. Doceniam i podziwiam, ale na tym kończy się moja fascynacja tym zespołem. FEAR OF GOD wydał jeszcze jeden album, a działalność zespołu zakończyła się wraz z śmiercią wokalistki w 1996 roku. Ocena: 4.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz