Strony

sobota, 11 lutego 2012

AXEVYPER - Metal Crossfire (2012)


Moda na granie old schoolowego heavy metalu wzorowanym na kapelach la 80 poszerza swoje kręgi i w każdym roku mamy wysyp płyt z muzyką opartą na utartych schematach wygrywanych przez młodych, gniewnych muzyków. W przypadku tych wydawnictw ciężko o oryginalność, ciężko o przejaw jakiś własnych pomysłów i właściwie liczą się tylko pomysły na melodie i inne elementy. Jeśli pomysł jest chybiony wtedy można zapomnieć o sukcesie. Cóż w tym roku już mieliśmy do czynienia z STEELWING, a teraz przyszedł czas na włoski AXEVYPER założony w 2009 r będący kolejnym zespołem z wielu i jest to wg mnie pierwszy przeciwnik dla STEELWING , który w moim odczuciu nagrał bardzo dobry album, a jak ma się w stosunku do niego nowy album AXEVYPER, zatytułowany „Metal Crossfire”? Zanim przejdziemy do zasadniczej części warto wspomnieć o fakcie, że AXEVYPER robi wszystko żeby nawiązać w jak najlepszy sposób do złotych lat 80 i robi to całkiem udanie. A to przyozdabia album kiczowatą okładką, która wygląda jak namalowana przez 5 letnie dziecko, a to przybiera image, który do bólu nasuwa kapele z lat 80 no i do tego brzmienie, nieco surowe, nieco przybrudzone, dalekie od wypicowanego technicznie brzmienia naszych czasów. Do tego jeszcze dochodzi sam styl i muzyka zawarta na tym albumie i czas trwania całości, która zamyka się w 44 minutach.

Czy zaskoczeniem można nazwać otwierający „Stygianuclear War” będący 2 minutowym instrumentalnym popisem umiejętności muzyków? Raczej nie, bo takie zabiegi znane są nie od dziś i widać w tym wszystkim oddanie się układowi albumu znanemu z lat 80, kiedy to płytę otwiera utwór instrumentalny. Już od pierwszych sekund już dostajemy niemal obraz całości. A więc mało odkrywcze grania oparte na muzyce IRON MAIDEN, RUNNING WILD, czy też X – WILD. O ile otwieracz nie zachwyca o tyle „Crossfire” już potrafi zauroczyć. Duża w tym zasługa prostocie, dynamice, a także dużej dawce melodyjności. Fakt, że Luca Cicero nie jest wielkim wokalistą, fakt, że duet gitarzystów Michetti/Tiberi gra tak jak większość innych duetów, a dynamiczna sekcja rytmiczna nie odróżnia się od innych to jednak całościowo ten team się broni i ostatecznie przedłożyło się to na to, że mamy całkiem udany materiał. Co z tego że „Reign of terror” jest oklepany do bólu, że zawiera sporo cech IRONMAIDEN, kiedy brzmi to atrakcyjnie dla ucha, jest zadziorność i energia, a wtórność w tym przypadku jest sojusznikiem, który pozwala przebrnąć przez materiał bez przyczepiania się do umiejętności muzyków, które nie wykraczają poza rzemiosło. Co z tego, że w „Heroes for One Night” znów daję o sobie żelazna dziewica zwłaszcza kiedy się w słuchamy w partie basu i sam sposób konstruowania melodii, kiedy słucha się tego z wielkim zapałem i uśmiechem na twarzy. No zostawmy na chwilę ekipę Steve'a Harrisa i przyjrzyjmy się speed metalowemu „Agents Of Chaos”, który w przeciwieństwie do poprzednich kompozycji dysponuje ostrzejszym riffem i szybszym tempem. Pozostała jednak ta sama zaradność i pomysłowość w ramach melodii i refrenu. Niemiecki heavy metal daje o sobie znać w melodyjnym „On Wings of Glory” czy w speed metalowym „Metal Tormentor”. Najdłuższą kompozycją jest „Victims Of Tommorow” gdzie pojawią patenty znane z IRON MAIDEN, RUNNING WILD czy JUDAS PRIEST. Kompozycja sama w sobie bardzo udana, przemyślana i nie nudzi, czego się najbardziej obawiałem. Słychać, ze zespół potrafi skomponować kolosa z dużą liczbą motywów i melodii , gdzie nie ma mowy o chaosie. Natomiast zamykający album „March of metal” to ukłon w stronę MANOWAR i jest to również ciekawa kompozycja dająca przykład, że zespół potrafi też tworzyć true metalowe hymny.

Choć nie ma jakiś tam zapadających w pamięci kompozycji, choć wykonanie jest dalekie od powalającego, to jednak słucha się tego nadzwyczaj dobrze, nie ma jakiś słabszych momentów i materiał robi wrażenie wyrównanego i poukładanego. Zespół potrafi tworzyć i grać, jednak takich zespołów z takim potencjałem, z takimi umiejętnościami i z takim stylem grania jest pełno, a AXEVYPER niczym specjalnym się nie wyróżnia. Pozycja STEELWING w tym zestawieniu nie tknięta, gdyż album STEELWING miał o wiele więcej atrakcji i tam umiejętności muzyków są nieco o kilka klas wyżej niż tutaj. To nie zmienia faktu, że warto się zapoznać z tym wydawnictwem. Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz