Strony

piątek, 24 lutego 2012

CHRISTIAN MISTRESS - Possession (2012)


Technicznie nie istnieje takie coś jak wehikuł czasu, nie można się cofnąć w czasie za pomocą jednego przycisku znajdującego się na panelu kontrolnym. Ale jest to możliwe za pomocą wspomnień, czy też za sprawą muzyki, kiedy to zespół wykorzystuje wszelkie elementy i triki techniczne żeby brzmieć jak band z przeszłości. Takich zespołów jest coraz więcej, tylko właściwie mają one niemal wszystkie jeden problem, a mianowicie taki że nie brzmią autentycznie. W końcu jednak trafiłem na zespół któremu udaję się zabrać słuchacza do lat 70 czy też 80. O jakim zespole mowa? O amerykańskim CHRISTIAN MISTRESS który został założony w roku 2009. Do tej pory nagrał dwa albumy i mi było dane usłyszeć oczywiście ten świeżo wydany w tym roku „Possesion”. Nie będę was trzymał długo w niepewności i zdradzę, że to jest to czego mi brakowało przy innych tego typu albumach z muzyką retro. Amerykanie osiągnęli coś czego niektórzy nie byli w stanie a mianowicie podobny klimat i brzmienie, które jest przepełnione tajemniczością, mrokiem, nostalgią i brzmi to naprawdę autentycznie i na myśl przychodzą takie zespoły jak MERCYFUL FATE, czy też BLACK SABBBATH, sporo też odniesień do NWOBHM. Jednak to wszystko jest szczere, nie wymuszone i takie też mam wrażenie podczas wsłuchiwaniu się w jaki sposób muzycy grają i jakim warsztatem i umiejętnościami dysponuje. Jak na kogoś kto wydał dopiero drugi album to muszę przyznać, że wyprzedzają oni nie jednego muzyka z długoletnim stażem. Zarówno może się podobać pokręcona, pełna szaleństwa i nastroju sekcja rytmiczna, którą tworzą perkusista Reuben Storey walący w gary z duża pasją i zapatrzeniem w działalność BLACK SABBATH. Dopełnieniem perkusji jest dość głęboki bas Johna Wulfa i idealnie on uzupełnia dynamiczną perkusją, ale też buduje mroczny klimat. W centrum uwagi i tak bez wątpienia będą u każdego słuchacza duet gitarzystów Oscar Sparbel i Ryan McClain, którzy lekką ręką wygrywają melodie i riffy wyjęte jakby z lat 70/80 i brzmi to wszystkie autentycznie. Nie ma słodkości, nie ma jakiś śmiesznych melodii, ani też przesytu przebojowości radiowej. Właściwie to nie ma tutaj jakiś prostych i szybko wpadających motywów, ale mimo to że nie ma tego charakteru przebojowości, to jednak kompozycje potrafią zaintrygować i zasiać ziarno, które będzie kiełkować przez kolejne dni w umyśle słuchacza. Dopełnieniem muzyki amerykanów jest bez wątpienia wokalistka Christine Davis, która świetnie się uzupełnia z tłem, a jej lekko za chrypnięty wokal, przesiąknięty taki mrocznym klimatem tylko tworzy ową magiczną otoczkę.

Jeśli chodzi o materiał, to śmiało można rzec że znajdziemy tutaj wszystko to co jest wg mnie najlepsze w takim graniu, a mianowicie energetyczne kompozycje, przepełnione niezwykłym klimatem, cechujące się niezwykłą swobodą, spontanicznością, co była wręcz słyszalna na płytach z tamtych lat i znowu to usłyszałem. Ciekawie został ułożony album bo można uświadczyć że jakby te bardziej dynamiczne kompozycje są przekładane są tymi bardziej nastrojowymi, bardziej przestrzennymi numerami, które nie raz ocierają się o strukturę ballady. Radzę zapiąć pasy i razem ze mną udać się na te 40 minut w przeszłość. Jak najlepiej zacząć? Ano z grubej rury, bo jak wiadomo pierwsze wrażenie zawsze ma wpływ na ocenę całości. „Over And Over” to znakomite otwarcie, bo mamy tutaj właściwie do czynienia z dynamiczną kompozycją opartą na patentach BLACK SABBATH, sporo też w tym klimatu i patentów NWOBHM,d o tego dochodzi mroczny klimat wyjęty jakby z płyt MERCYFUL FATE. Jednak to brzmi bardzo autentycznie, a nie jak jakaś imitacja kapel z lat 80. Utwór bardzo złożony, okrojony z słodkich melodii i banalnych pomysłów. Kiedy tego słucham, to szczerze ciężko mi tu przytoczyć inny młody zespół który gra z takim oddaniem, pasją i na takim poziomie. „Pentagram and Crucifix” to również atrakcyjna kompozycja aczkolwiek jakby mniej agresywna niż otwieracz. Klimat to coś co przemawia do mnie od razu. Rytmika i zadziorność to cechy które charakteryzują ten kawałek. Choć utwór nie należy do długich, to jednak ma swoją złożoność, a ambitne i oryginalnie brzmiące melodie sprawiają, że słucha się tego jakbyśmy byli w transie. Do tego solówki, no cóż żeby wszystkie metalowe solówki tak brzmiały finezyjnie, tak atrakcyjnie, tak autentycznie, klimatycznie to świat byłby o wiele lepszy. Zespół radzi sobie zarówno z klimatycznymi kompozycjami i z takimi petardami jak „Convection” i sporo tutaj patentów NWOBHM. Klimat lat 80 jest po prostu zaskakująco autentyczny. „The Way Beyond” to kolejna znakomita propozycja zespołu, tym razem piękne, nastrojowe wejście, może wzruszyć swoją magią i klimatem. Jednak zespołowi w głowie nie ballada, a kolejny zadziorny, rytmiczny utwór, przesiąknięty BLACK SABBATH oraz kapelami NWOBHM. Słyszałem sporo w tym roku, ale to co tutaj słyszę przechodzi wszelkie moje oczekiwania, wszelkie moje pojęcie. To brzmi fantastycznie, wystarczy wsłuchać się w pracę gitar i sekcji rytmicznej, żeby dać się wciągnąć w ten magiczny świat jaki stwarza zespół. Co mnie szokuje w każdej kompozycji, to że gitarzystom z taką lekkością przychodzą takie energetyczne, spontaniczne partie gitarowe. Fanom BLACK SABBATH przypadnie do gustu bez wątpienia oryginalnie brzmiący „Possesion”. Mroczne, spokojne, pełne nostalgii i cierpienia wejście, potem jest ponuro, a średnie tempo takie charakterystyczne dla wyżej wspomnianego zespołu sprawia się że wszystkie horrory wymiękają, bo tutaj klimat jest naprawdę przerażający. A zrobiono to bez jakiś magicznych sztuczek, jedynie za pomocą instrumentów. Obowiązkowo bo tak nastrojowej kompozycji trzeba znów dać nieco wyszaleć się słuchaczowi za sprawą dynamicznego „Black To Gold” gdzie znów wszystko brzmi idealnie. Nawet fakt że wokalistka trzyma się niskich i średnich rejestrów, nie piszczy i nie krzyczy, a pod tym względem na myśl przychodzi mi GHOST, bo tam wokalista w podobny sposób śpiewał. „There Is Nowhere” można w sumie uznać za balladę, bo do takiego toku myślenia zmusza struktura, klimat i wolne tempo. Utwór mógłby lecieć w radiu, bo ma taki dość odpowiedni podkład emocjonalny. Takie ballady w metalowym światku to też rzadkość. Tak więc nic tylko słuchać, słuchać. Jeśli myśleliście że zespół już was niczym nie zaskoczy to jesteście w błędzie. Właśnie dotarliśmy do punktu kulminacyjnego którym są dwa kolosy liczące po 6 minut. Pierwszym z nich jest „Haunted Haunted” który jest bardzo złożoną kompozycją i znów atrakcyjne wejście, oryginalnie brzmiący motyw, mroczny klimat i urozmaicenie temp, bo w połowie jest średnie tempo a w połowie bardzo szybkie. Znów imponuje mi sekcja rytmiczna, która jest odpowiedzialna za cały klimat i partie gitarowe które powinny być wzorem dla innych kapel. Tak się wygrywa solówki moi kochani muzycy, z finezją, wyczuciem, klimatem i duszą muzyczną. Z koeli „All Abandon” to petarda i to z prawdziwego zdarzenia i nie dajcie się zmylić spokojnemu, wręcz balladowemu wejściu.

Niektóre zespołu muszę sporo się napracować, muszę wyczekać czasami klika lat, żeby nagrać taki album z taką muzyką i na takim poziomie co CHRISTIAN MISTRESS. „Possesion” jest to dzieło kompletne zarówno pod względem kompozytorskim, jak i technicznym. Do tego dochodzi niezwykłe umiejętności muzyków i utwory, które mają jak rzadko które dzisiaj muzykalną duszę. Wszystko brzmi bardzo autentycznie i naturalnie, nie ma tutaj wypełniaczy i jakiś dziwnych zabiegów. Od początku do końca mamy fantastyczną muzykę, które wyróżnia się z tego wszystkiego co było do tej pory. Myślałem dać ocenę 9, ale byłbym ignorantem jakbym nie dał wyżej. To też z czystym sumieniem polecam i wam taką emocjonalną podróż w czasie do lat 70/80. Oj, warto. Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz