Strony

środa, 28 marca 2012

MYSTO DYSTO - The Rules Have Been Disturbed (1986)


Znajomość fanów ciężkiego brzmienia z holenderskim MYSTO DYSTO będzie graniczyć raczej z cudem. Jest kilka powodów, ale głównym czynnikiem jest zapewne to że zespół pod tą dość dziwną nazwą wydał tylko debiut, gdyż później nastąpiła zmiana nazwy na bardziej zapadającą w pamięci, czyli MANDATOR. Pod nową nazwą również długo nie pociągnął, wydał dwa albumy i też znikł ze sceny tym razem na dobre. Innym jakże istotnym powodem dla którego ów zespół może być mniej znany to zapewne skromna liczba 500 kopii debiutanckiego albumu. MYSTO DYSTO to kapela która została założona w 1983 roku, a pomysł na nazwę kapeli zaczerpnięto z „Loco Box”. Na debiutancki album „The Rules Have Been Disturbed” przyszło czekać aż 3 lata. Skromna promocja i także kiepski budżet przyczynił się że nie można było sobie pozwolić na większa liczbę kopii. Cóż na szczęście Rusty Cage Records w 2006 zajął się ponownym wydaniem owego albumu, tym razem w większej liczbie, tak więc grono ludzi który usłyszeli owe dzieło mogło znacznie się poszerzyć, jednak skromna, mało zachęcająca okładka frontowa mogła jednak skutecznie odstraszyć. A gdybym powiedział, że mamy do czynienia z świetną kapelą, która łączy niezwykłą szybkość z nieco wirtuozerskimi popisami gitarowymi Marcela Verdurmena i Luita De Jonga, którzy robią to z wielką precyzją i wyczuciem? Gdybym powiedział że kapela gra miks thrash/speed/ power metalu, gdzie słychać coś z debiutanckiego albumu HELLOWEEN, AGENT STEEL, MEGADETH, ANTHRAX czy też METALLICA. A gdybym wspomniał o brzmieniu niczym z kapel „bay area” jak choćby TESTAMENT? A jakbym dodał, że wokalista Peter Meijering jest bardzo specyficzny i wyróżnia się swoją zadziornością i manierą gdzie momentami przypomina takiego Kinga Diamonda, Kai Hansena? No i wreszcie czy sięgnęlibyście po ten krążek, gdyby powiedziałbym wam że nie ma słabych utworów, a album wypełniają same killery, do tego w miarę różnorodne? Czy wtedy mielibyście opory? Wątpię.

Niechaj muzyka sama przemówi. Otwarcie w postaci „Power of the law” to znakomity kawałek dający obraz umiejętności muzyków i przedsmak tego co nas czeka w dalszej części. Co można napisać o samym utworze? Jest dynamiczny, szybki i słychać tutaj zarówno speed metal spod znaku AGENT STEEL, coś z wczesnego RUNNING WILD, thrash metal z ery debiutanckich płyt wielkiej czwórki, czy też power metal z wczesnego HELLOWEEN. Miłym dodatkiem są wirtuozerskie popisy gitarowe oraz growl, który podkreśla mroczny klimat całości. Oczywiście zdarzają się kompozycje o nieco innym wydźwięku, może bardziej na pograniczy heavy/ power metalu tak jak to ma miejsce w klimatycznym „Confused” czy też w stonowanym „Visit Of The kings” i te dwie kompozycje to świetny też przykład, że zespół bez problemu radzi sobie z bardziej rozbudowanymi kawałkami, gdzie trzeba umieć zaciekawić słuchacza przez około 7 minut co nie jest taką łatwą sztuką. Zdarza się też zespołowi zgubić w rejonach bardziej hard rockowych co słychać w „One Night stand” co tylko jest kolejny przykładem że żaden gatunek nie jest straszny MYSTO DYSTO i w każdej formule brzmią fantastycznie. Jest zadziorny riff i chwytliwe melodie, a to sprawia że jest to kolejny mocny punkt albumu. Zdarzają się też ostrzejsze kawałki jak choćby złowieszczy „Tarantula” z atrakcyjnymi solówkami i na plus tutaj dość spore urozmaicenie samej kompozycji w obrębie partii gitarowych. Nieco słabszy wydaję się „Atilla The Destructor” a może przez jego toporność? Jednak taka kompozycja w żaden sposób nie szpeci całości. Trzeba przyznać, że jednak album dominują szybkie kawałki na pograniczu speed i thrash metalu co świetnie słuchać w elektryzującym, instrumentalnym „Demiurg”, czy też w rozpędzonym „Full speed To Hell”. Zaś mój faworyt „Intender” to wręcz encyklopedyczny przykład jak się gra melodyjny, dynamiczny i chwytliwy speed metal na najwyższym poziomie.

Może i brzmienie nieco garażowe, może nieco nie dopracowane, ale co z tego? Muzyka tutaj prezentowana przez MYSTO DYSTO jest wręcz szalona. Cały czas się coś dzieje, nie ma jakiś wypełniaczy, które nijak mają się do reszty. Nie da się ukryć że album tętni własnym życie i niesie ze sobą nie spożyte zasoby energii. Są przeboje, jest dynamit, jest wyrównany poziom kompozycji i wysokiej klasy umiejętności muzyków, czego chcieć więcej? „The Rules Have Been Disturbed” to pozycja obowiązkowa dla fanów speed/thrash metalu bo jest to jedna z mocniejszych pozycji z Holandii.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz