Czy tylko ja mam wrażenie, że żyje w
świecie wtórności, gdzie ciężko o własne pomysły? Owa
zaraza dotyka zarówno kinematografii i muzyki. Przeróbki,
tworzenie na czymś sprawdzonym, kopiowanie i granie czegoś co już
kiedyś grał. Tak dzisiaj właściwie przedstawia się świat muzyki
i ciężko o coś naprawdę genialnego. Oczywiście są takie albumy,
gdzie mino wtórności jest na czym zawiesić ucho, gdzie
muzyka ociera się o geniusz, jednak jest też sporo mielizn i
średnich kapel, które mimo swoich lat, dużej ilości płyt
nie przekonują. Tak też jest z szwajcarskim EMERALD, który
został założony w roku 1995 i jeśli ktoś chce przeczytać całą
historię zespołu to odsyłam do oficjalnych stron zespołu. Ważne
jest to, że obecnie zespół wydał nowy, już 6 album w
swojej karierze, czyli „Unleashed”. Czy ten album zmienia
coś w ich twórczości? Czy zmienia poziom granej muzyki?
Niestety nie. W dalszym ciągu jest to solidny, czasami tylko
przeciętny melodyjny power metal. Ciężko o coś dobrego z tego
gatunku i dużo jest takich płyta jak ta. Dynamiczna, energiczna,
miła w słuchaniu, lecz bez większego szału bo to przecież
wszystko już było. Do czego można porównać ich granie? Do
IRON FIRE, STEEL ATTACK, troszkę do EDGUY. Sam zespół nie
stroni od wpływów IRON MAIDEN, JUDAS PRIEST co słychać
zwłaszcza w wokalu Thomasa Winklera, który łączy manierę
Dickinsona i Halforda i jest to bez wątpienia jeden z mocniejszych
atutów zespołu. Jak słychać nowy nabytek zespołu, dał
zespołowi nieco świeżości, stając się jego atutem. Ponadto
zespół też inspirował się takimi kapelami jak JAG PANZER,
czy też CRIMSON GLORY. Zespół może gra wtórnie, może
nie powala oryginalnością, może nie nagrał też nie wiadomo jak
mocnego dzieła, lecz dobre brzmienie, który podkreśla
zadziorność albumu, a także solidny, trzymający dobry poziom
materiał, który potrafi zauroczyć ową melodyjnością
kompozycji, czy też przebojami które tutaj się pojawiają.
Wpływy IRON MAIDEN dają o sobie znać
w początkowej fazie “Face of Evil” . Co od razu przykuwa
uwagę to dobrze rozegrane partie gitarowe i muszę przyznać, że
duet Werro/Vaucher spisuje się całkiem dobrze. Jest mocny,
zadziorny riff, nie brakuje tez energicznych solówek, a więc
można rzec, że zespół standard spełnia. Z kolei
“F.T.M.” mimo swojego nieco ciężkiego charakteru, cechuje
się niezwykłą rytmicznością i dynamiką. Kolejny utwór
który błyszczy pod względem melodyjności i chwytliwości w
sferze refrenu i właściwie pierwszy gdzie można poczuć
urozmaicenie sekcji rytmicznej. Do power metalowych petard, które
stanowią podstawę owego albumu należy również dynamiczny
„Eye of the Serpent” z niesamowitym popisem wokalnym
Winklera i te wpływy NWOBHM świetnie się wpisują w power metalową
konwencję. Materiał jest w miarę równy i śmiało można
mówić o zróżnicowaniu. Już pierwszym takowym
urozmaiceniem jest tutaj ballada “A Past Never Born” gdzie
słychać klimat BLIND GUARDIAN i GRAVE DIGGER, do tych ostatnich
Winkler wokalnie próbuje nawiązać i wychodzi mu to
nadzwyczaj dobrze. Folkowe zacięcie, fajny, tajemniczy klimat,
melodyjny motyw i sporo nawiązań do takiego EDGUY to cechy
„Harleking”. Z kolei „Blessed” stawia na
rycerski metal, na bojowy, nieco epicki wydźwięk i gdzieś się
przewija IRON MAIDEN, czy też MANOWAR. „Ancient Mystery”
ma pewny cechy komercyjnego grania i sporo rockowego zacięcia i jest
to wg mnie najsłabszy utwór na płycie. Wszystko zamyka
najdłuższy na albumie „Wrath of God”, gdzie zespół
daje upust nieco progresywnemu zacięciu.
Płyta, która prezentuje muzykę
na dobrym poziomie o rzemieślniczym charakterze. EMERALD nagrał
solidny krążek, który spełnia podstawowe kryterium
słuchalnego albumu z kręgu power metalu. Są melodie, jest
dynamika, są energiczne partie gitarowe, mocny i podniosły wokal,
który napędza to wszystko. Są i przeboje i jest zróżnicowany
materiał, więc nie ma co narzekać, tylko brać i słuchać, bo
jest kilka dobrych momentów. Album jakich pełno, album wtórny
ale miły dla ucha.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz