Strony

wtorek, 4 grudnia 2012

KERION - CloudRiders Part 1: Road to Skycity (2012)

Macie wrażenie, że power metal przeżywa stagnacje i stoi w miejscu, zwłaszcza ten określany mianem symfonicznego. NIGHTWISH idzie ku filmowemu wydźwiękowi, THERION stara się wybadać coraz to inne tereny, jednak to jest raczej muzyka dla słuchaczy ceniących sobie piękno, RHAPSODY stawia na podniosłość i melodyjność. Wciąż wychodzą nowe płyty z tego gatunku i wciąż ma się wrażenie, że mało jest takich płyt które by się wyróżniały, brzmiały by świeżo i zdumiewająco od strony aranżacyjnej, nie zapominając o podstawowych elementach tego gatunku.

Może i mało, ale to nie oznacza, że takich nie ma. Jedną z takich płyt jest z pewnością „CloudRiders Part I : Road to Skycity francuskiego KERION. Zespołu, który w roku 1997 zaczynał jako progresywny band pod nazwą KIRLIAN. Nazwa uległa zmianie wraz ewolucją zespołu i jego stylu grania w symfoniczny power metal. Z tym okresem wiąże się też zmiana składu, kiedy to zespół zasila wokalistka Flora, która nasuwa wszelkie różne zespoły typu EPICA czy NIGHTWISH. Śpiewa łagodnie, klimatycznie, pokazując na każdym kroku swoje wyszkolenie techniczne. Może wokal mało drapieżny, może mało ognisty, bardziej łagodny i melodyjny, ale potrafiący dostarczyć nie małych emocji, co zresztą słychać na nowym albumie zespołu, który jest ich 3 wydawnictwem. Pewnie jesteście ciekawi co takiego jest w tym zespole, że tak się nim zachwycam? Pominę takie banalne kwestie jak krystalicznie czyste, soczyste brzmienie, czy miła dla oka okładkę i przejdę do czynników kluczowych, które zadecydowały o tym, że „CloudRiders Part I : Road to Skycity to jeden z tych najciekawszych albumów z gatunku symfoniczny power metal, album który brzmi bardzo świeżo i pomysłowo.

Styl kapeli to jeden z tych czynników, który mi od pierwszych dźwięków zaimponował. Mamy tutaj wszystko co trzeba w symfonicznym power metalu, a więc podniosłe chórki, dużo orkiestracji, urozmaiceń, dynamiczności i podniosłego charakteru z elementami epickości. Jednak tutaj jest coś ponadto, bo pojawiają się wtrącenia odsyłających do folk metalu, progresywnego metalu czy innych takich urozmaiceń, które sprawiają że styl grupy jest dość pomysłowy i dość świeżo. Pozytywne emocje zapewniają ponadto sami muzycy i każdy z nich spełnia się w swojej roli. Poza Florą warto tutaj wspomnieć o duecie gitarowym Remi/Selvain, dzięki któremu album jest bardzo melodyjny, energiczny, pełen zwrotów i bogatych motywów. Do tego w każdym utworze jest odpowiedni klimat i niezwykłe budowanie napięcia za pomocą riffów, melodii. Lekkość, płynność i radość z grania jest słyszana od początku do końca. Najważniejszym czynnikiem jednak pozostaje oczywiście zawartość, które jest zróżnicowana, utrzymany na równym, wysokim poziomie, bez zbędnych wypełniaczy i nie raz potrafi zaskoczyć. Folk, power metal i symfoniczny metal zostają w ciekawy sposób zmieszany w „The Map”, rozpędzona sekcja rytmiczna, dynamiczność, melodyjność godna RHAPSODY czy HELLOWEEN to cechy „Everlasting Flight”, zaś w „Bounty hunter” kapela pokazuje swoje wczesne progresywne zacięcie. „The Sky Is My Ocean” brzmi może nieco komercyjnie, może jest nieco kiczowate, ale spokojne i mające swój romantyczny klimat. Mocnym punktem jest tutaj bez wątpienia petarda power metalowa w postaci „Fireblast” z nieco wirtuozerskimi popisami gitarowymi i równie energiczny „Never More”, będący kolejnym rasowym przebojem. Kto lubi epickość, klimat, rozbudowanie i urozmaicenie ten z pewnością po lubi takie kolosy jak „Tribel Vibes”, nieco mroczny „Ghost Society” czy też zamykający całość „The Fall of Skycity Pt. 2”. Cała zawartość jest spleciona klamrą w postaci intra i outra.

Francuski KERION wykorzystuje wiele znanych patentów i to słychać, jednak dodaje sporo od siebie, podaje to wszystko w ciekawej formie, gdzie bije świeżość i pomysłowość. Ich nowy album jest zaskakujący w pewnych momentach, a ponadto bardzo melodyjny. Każdy element został tutaj dopracowany i jedynie to czego mi brak to może męskiego wokalu i może kilku rasowych przebojów, a tak nie mam zastrzeżeń. Album długo czekał na odsłuchanie, zbyt długo. Polecam.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz