Ileż to już zespołów
powstała w stylizacji HELLOWEEN, SONATA ARCTICA, czy STRATOVARIUS,
grających wtórny, oklepany power metal? Ileż to już kapel
poszło tą ścieżką wybierając sprawdzone patenty, obierając
melodyjny charakter grania, stawiając na wokalistę który
mógłby śmiało śpiewać w owych kapelach, które
wyżej wymieniłem. Liczba tych kapel nie jest mi znana, ale wiem za
to, że do tego grona dołącza debiutujący w tym roku NAUTILUZ za
sprawą „Leaving All Behind” i jest to album skierowany do
zagorzałych fanów HELLOWEEN, STRATOVARIUS i power metalu i to
takiego wtórnego, oklepanego, ale solidnego i melodyjnego.
Zdziwię was, ale ta
kapela nie reprezentuje niemiecką scenę metalową ani żadną inną
europejską o dziwo, a przecież słuchając tego albumu takie
symptomy można odczuć. Stolicą tego zespołu jest Peru i został
tam właśnie założony w 2009 roku z inicjatywy perkusistę Alvaro
Parades, klawiszowca Renzo Huánuco i gitarzystę Diego
Chacaliaza. Pierwszym przejawem ich działalności był mini album w
2010 r. czyli „Chasing The Light” i tak po dłuższej pracy udało
się wydać w końcu pełnometrażowy album. Nowym nabytkiem w
zespole jest basista Jose Antonio Gazzo, ale odgrywa on mniej
znaczącą rolę. Patrząc na okładkę można by wywnioskować, że
jest to jakiś albumu z kręgu muzyki hard rockowej, jednak jest to
płyta z muzyką power metalową. Słodką, melodyjną, wtórną,
oklepaną, ale solidną. Muzycy też robią wszystko co mogą by to
brzmiało w miarę atrakcyjnie i każdy odgrywa swoją rolę, jednak
ostatecznie efekt jest taki, że brakuje tutaj kompozycji
wybijających się ponad co się słyszało już w tym gatunku, brak
jakiś przebojów, które zapadają w pamięci, a
wszystko po prostu przelatuje zapewniając tymczasową rozrywkę.
Oczywiście klawiszowiec tworzy przestrzeń i klimat, a także jest
odpowiedzialni za odrobinę słodkości w muzyce zespołu, no bo
jakże mogłoby być inaczej. Wokalista z kolei to typowy śpiewak
power metalowy, który czerpie dużo z Kiske i Kotipelto. Cała
sekcja rytmiczna mocna i dość dynamiczna, tak więc mamy typowe
pędzenie do przodu i znacznie ciekawej wypada tutaj dwa gitarzyści,
którzy potrafią wygrać dość ciekawe motywy i zwłaszcza
ich solówki są tutaj godne uwagi, jednak niedosyt pozostaje,
bo brakuje nieco świeżości i czegoś zaskakującego.
Materiał choć w miarę
równy, choć melodyjny to jednak potrafi nieco zanudzić swoim
jednostajnym stylem, brakiem większych emocji i wszystko po prostu
przelatuje. Całkiem dobrze się zaczyna bo od melodyjnego „Under
The Moonlight” gdzie słychać całkiem miłe dla ucha solówki
i refren. Dobrze też się prezentuje przesiąknięty rockowym
feelingiem „Burning Hearts”. Cięższy i bardziej
progresywny „The Mirror” jest solidny, ale ukazuje granie
na jedno kopyto. Kto lubi HELLOWEEN czy STRATOVARIUS ten z pewnością
polubi lekki „Eden's Liar”, rozbudowany „The Bard”
czy „Scent Of Lust”. Z tego mało wyrazistego materiału,
który nie zapada w pamięci na zbyt długo należy wyróżnić
jeden utwór, który jest moim ulubieńcem, a mianowicie
„Chasing The Light”, który pod względem motywu,
dynamiki i wykonania nasuwa neoklasyczny power metal w stylu YNGWIE
MALMSTEENA i sam utwór wyróżnia się na tle innych
ciekawą aranżacją, czy przebojowością.
Nie mam nic przeciwko
kolejnej kopii HELLOWEEN czy STRATOVARIUS, ale niech będzie to klon,
który potrafi wykreować przeboje, ciekawe kawałki, które
zapadają w pamięć i są bardziej wyraziste. Niestety problem
NAUTILUZ tkwi w tym, że grać potrafią, ale nie potrafią grać
ciekawie i do tego niezbyt im idzie z stworzeniem przebojów.
Potencjał może mają, bo słychać to w świetnym „Chasing The
Light”, ale to czas zweryfikuje czy się w nich obudzi bestia
głodna sukcesu. Póki co mamy do czynienia z kapelą na jedną
noc, czyli posłuchać i zapomnieć.
Ocena: 5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz