Mając 61 lat i wciąż
chęci do tworzenia muzyki metalowej nie każdy ma. Choć Udo
Dirkschneider nagrał 10 albumów z Accept, z którym
osiągnął największy sukces i 14 z swoim zespołem sygnowanym
U.D.O. to jednak wciąż nie ma on dość. Co może nowego
wnieść Udo do muzyki metalowej? Tutaj odpowiedź jest oczywista i
prosta – nic. Udo tworzył zawsze muzykę w konkretnym stylu,
oddając charakter niemieckiego heavy metalu. Czyli z zachowaniem
kwadratowych melodii i toporności, kontynuując ścieżkę obraną
już w Accept. Na wydawnictwach U.D.O ciężko było o coś nowego, o
eksperymenty, jednak czternasty album o nazwie „Steelhammer”
dawał nadzieje na pewien powiew świeżości. Domysły i pewne takie
myśli wynikało z faktu, że w zespole Udo pojawiło się dwóch
nowych gitarzystów, a mianowicie Andrey Smirnov i Kasperi
Heikkinen. Zapowiedzi, okładka i świeża krew w zespole dały
nadzieję, że może „Steelhammer” będzie albumem nieco innym od
poprzednich. Jak jest naprawdę?
Domysły zostały
poniekąd potwierdzone, bo „Steelhammer” jest albumem nieco innym
od tych poprzednich, z udziałem Igora i Stefena. Pod względem
gitarowym na pewno bardziej przemyślanym, ciekawszym, gdzie słychać
lepszą technikę nowych nabytków. W połączeniu z lepszym
brzmieniem dało to w efekcie pożądany rezultat. Wszystko brzmi
mocniej, ostrzej, mroczniej i zarazem bardziej dopracowanie. Dawno
tak dobrze nie brzmiał album UDO zarówno pod względem
produkcji jak i gitarowym. Nie ma tej sztuczności i tego plastiku,
który pojawiał się na ostatnich albumach. Stylistycznie
jakiś rewolucji nie uświadczymy, bo „Steelhammer” to typowy
album U.D.O. Jest to toporny, kwadratowy heavy metal wzorowanym na
Accept, aczkolwiek słychać tutaj patenty też z innych rejonów
niż Niemcy, co też jest zmianą na plus. Urozmaicony materiał,
kilka przebojów, ostry, zadziorny wokal Udo, solidna sekcja
rytmiczna i melodyjne solówki to wszystko zostało
przeniesione z poprzednich albumów. Jednak trzeba zaznaczyć,
że „Steelhammer” to jeden z słabszych albumów U.D.O.
Choć są pewne zmiany na lepsze, to jednak za brakło gdzieś tego
najważniejszego, a mianowicie hitów. Zabrakło chwytliwych
kompozycji, równego materiału, który porwie słuchacza
od początku aż do końca. Niestety tak nie jest. Kilka pozytywnych
utworów się znajdzie. Otwierający, mocny, przebojowy
„Steelhammer”, tru metalowy, stonowany „A
Cry For Nation” czy też cięższy „Metal Machine”
nasuwający album „Timebomb” to bardzo dobre kompozycje, które
działają na zmysły słuchacza. Na wyróżnienie zasługuje
taki dość nie typowy dla U.D.O kawałek w postaci „Devils
Bite” w którym słychać coś z Sabaton, ale tez z
nieco brutalniejszych odmian metalu. Na albumach U.D.O zawsze
pojawiały się szybsze kompozycje i tutaj też się pojawiają, ale
„Death Ride” i „Stay True”
to trochę za mało, żeby siać zniszczenie. To tyle jeśli chodzi o
ciekawe punkty na nowym albumie. Wokal Udo już też nieco gorszej
jakości i to wybrzmiewa w balladzie „Heavy rain”,
która jest po prostu nijaka i nudna. „Timekeeper” ma
pewne przebłyski, ale całościowo też taki utwór bez werwy
i polotu. Kiepskie pomysły na kompozycje to zmora nowego albumu i
to słychać po materiale.
Dzień premiery
„Steelhammer” miał być świętem fanów heavy metalu i
Accept, jednak nie ma co świętować. Nowy album ikony niemieckiego
metalu rozczarował nieco i wynika to przede wszystkim z słabszych i
mniej chwytliwych kompozycji. Jeśli chodzi o zmiany jakie wniósł
„Steelhammer” , zwłaszcza nowi gitarzyści to trzeba przyznać,
że są to zmiany na plus. Czas pokarze, czy Udo Dirkschneider nagra
coś na miarę choćby „Mastercutor” czy „Thunderball”, nie
wspominając o poziomie starszych albumów.
Ocena: 4.5/10
Rozczarowuje bo nie przebija poprzednich albumów,bez żadnego nawet hitu,ale gdzieś tam w tle może sobie lecieć taka muzyka.
OdpowiedzUsuńNiestety nawet jak coś się pojawia ( Steelhammer, Metal Machine) to i tak jest to dalekie od hitów z poprzednich albumów. Czyżby brak Stefana? Gitarowo album nawet fajnie brzmi, ale niestety jest słaby a szkoda.
UsuńJest ciężar, brak melodii...
OdpowiedzUsuńMastercutor kurwa wróc!
Ale pitolicie,nareszcie nie usnałem przy około Acceptowym graniu, "fińczyk" na gitarze daje mocno radę, nareszcie te numery wyszły poza Kaufmannowa kwadraturę koła, to dobrze, no i nareszcie płyta brzmi jak trzeba, jest przestrzeń i jest pierdalnięcie.Proponuje sie przesiąść z kompów na normalne żródła odsłuchiwania muzyki, albo nie zabierac sie za coś, czego sie nie czuje, dwa hydrauliki na centrali to nie ten gatunek .
OdpowiedzUsuńJa tam nie słucham na kompie, zbyt bardzo kocham muzykę żeby ją krzywdzić. Zgadzam się że udało im się wytworzyć fajne brzmienie. Ale brakuje hitów, brakuje ciekawych melodii. Mam nadzieje że popracują nad tym w ramach nowego albumu.
UsuńOj, pitolą,pitolą. Z miesiąca na miesiąc bardziej i bardziej.
Usuń