Największą tegoroczną
niespodzianką wciąż pozostaje powrót amerykańskiego
Chastain. W latach 80 ten zespół wydał sporo interesujących
albumów, które dzisiaj można śmiało nazwać
kultowymi. Zespół jednak w latach 90 przeszedł spore zmiany
i właściwie w zespole został lider David T. Chastain i tak
sytuacja wyglądała do 2004 roku, potem zespół popadł w nie
pamięć. Taka sytuacja wyglądała do tego roku, kiedy świat
obiegła informacja, że Chastain wraca i z składem bliższym z lat
80, bo oprócz gitarzysty Davida, wrócił basista Mike
Shimmerhorn no i wokalista Leather Leone, która przyniosła
zespołowi największy rozgłos i przyczyniła się do jego kultowego
statusu. Zespół powraca nie tylko z bardziej klasycznym
składem, ale też z nowym albumem zatytułowanym „Surrender To No
One”.
Amerykańska scena w tym
roku naprawdę przeżywa drugą młodość i wiele znanych formacji w
tym roku powraca z nowym albumem. Powracają kapele które w
latach odnosiły sukces i błyszczały pomysłowością i niezwykłą
siłą przebicia. Liczyłem po cichu, że z takim składem, że mając
na wokalu Leather Leone uda się Chastain nawiązać trochę do
pierwszych płyt. Niestety nadzieja jest matką głupich i otrzymałem
płytę inną niż się spodziewałem. Przebojowość, dynamikę,
lekkość zastąpiła toporność, brud i ciężar. David T Chastain
w latach 80 wygrywał sporo ciekawych melodii, nie szczędził swoich
popisów gitarowych i ocierał się nawet często o shredowe
granie. Na nowym albumie bardzo tego brakuje i przez to nowy album
brzmi tak dość nie typowo. Jednak mimo tych zmian udało się
nagrać album bardzo amerykański. Jest ciężar, ocieranie się o
cięższe partie gitarowe, jest agresywny wokal Leather Leone i
solidne partie gitarowe. Sekcja rytmiczna momentami jest nieco
ospała, ale jest ten ciężar i mocne uderzenie, co jest jak
najbardziej na plus. Najbardziej daje się we znaki brak ciekawych
melodii i przebojów, które by zapadały w pamięci.
Kompozycje może i urozmaicone, ale mimo tego album potrafi nudzić
brakiem zaskoczenia i elementami, który by przyciągały
uwagę. Ot co solidne granie, które ni to grzeje ni to ziębi.
„Stand and Fight” to solidny otwieracz, ale od razu
też sygnalizuje że grania z lat 80 nie ma. Stonowane tempo,
średnich lotów riff i brak ciekawego refrenu. Aczkolwiek
udana melodia i amerykański charakter ratuje kompozycje. „Call
Of The Wild” przypomina mi bardziej tegoroczny Metal Church
niż stary poczciwy Chastain. Żywsze tempo jest w „Freedom
Within” jednak i tutaj czegoś brakuje. Ciekawszych popisów
Davida? Ciekawszej melodii? Na pewno utwór nie jest zły, ale
Leather leone pokazuje, że wciąż ma charyzmę i zadziorność w
swoim głosie. Mimo upływu lat wciąż brzmi znakomicie. Dobrym
utworem jest tutaj również rytmiczny „Rise Up”.
Echa
lat 80 słychać w mroczniejszym „Evil awaits
Us”.
Cięższy „Surrender To No One”
też ma w sobie coś intrygującego i zwłaszcza mroczny klimat może
się podobać. Reszta utworów mniej atrakcyjna i w podobnym
tonie utrzymana.
Od
ostatniego albumu Chastain minęło 10 lat, od ostatniego wydawnictwa
z Leather Leone 23 lata, więc nowy krążek jest ważnym wydarzeniem
roku 2013. Kapela powróciła z nowy albumem, ale nie udało
się nawiązać do starego stylu, do kultowych płyt z lat 80. David
nie gra tak jak kiedyś, nie stawia na pomysłowość i lekkość,
woli ciężar i mrok. Za mało dynamiki i przebojowości, za to za
dużo topornych kompozycji. W tym wszystkim najlepiej wypada Leather
Leone. „Surrender To No One” zachował przynajmniej amerykański
charakter co może się podobać. Płytę raczej zaliczam do
tegorocznych rozczarowań.
Ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz