Można dostać bólu
głowy od liczenia płyt wliczających się w dyskografię Paul Di
Anno. Na przestrzeni lat wydał sporo albumów studyjnych,
komplikacji oraz albumów koncertowych. Wśród tej
pokaźnej liczby na uwagę zasługuje „Live” wydany pod szyldem
Killers. Dlaczego? Bo tutaj w dużej mierze Paul promował swój
własny materiał, który znalazł się w na dwóch
albumach Killers. Zaś kawałki z twórczości Iron Maiden
ograniczył do 5 utworów co i tak nie jest źle, biorąc pod
uwagę że na płycie jest 16 utworów. Pytanie tylko na ile
ten koncert może się podobać?
Jeśli ktoś lubi głos
Paula to może jakoś przebrnie przez ten album, tylko jeśli ktoś
jest bardziej wymagającym słuchaczem to na pewno wytknie błędy.
Nie ma się co oszukiwać bowiem jest ich tutaj kilka. Najbardziej
drażniący to kiepska forma wokalna Paula. Tutaj stara śpiewać
agresywnie, jak choćby w „Wratchild” i wychodzi to
trochę śmiesznie. Sam koncert wydaje się momentami nieco sztywny i
publika też słabo reaguje na heavy metalowe show. Dobrze wypadają
utwory z albumu „Murder One” i to właśnie taki „Marshall
Lokjaw” robi bardzo dobre wrażenie. Najsłabiej wypadają
kawałki z „Menace To Society”. W „Three Words”
brakuje jakiegoś dialogu z publicznością, zaś taki „Song
For you” nowoczesnym wydźwiękiem nieco odstrasza. Na
koncertach Paula zawsze wyczekiwane są utwory żelaznej dziewicy i
słychać, że dopiero przy takim „Rember Tommorow”
czy „Phantom The Opera” ludzie ożyli. Ogólnie
na plus fakt, że Paul postawił na własny materiał, ale brakuje
jakiś petard z Battlezone. Brzmienie, forma wokalna Paula,
rozgrzewanie publiki, kontakt z nią pozostawia wiele do życzenia.
Fani głosu Paula łykną
to wydawnictwo bez problemu. Jednak ci co są bardziej wymagający
będą mieć problem przebrnąć przez te 16 utworów. Poza tym
Paul miał lepsze albumy koncertowe na swoim koncie. Może lepiej
sięgnąć po taki „American Assault”?
Ocena: 5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz