Dożyliśmy dnia, kiedy
kończy się pewien rozdział szwedzkiego Arch Enemy. Zespół
pożegnał Angele Gossow, który była znakiem rozpoznawczym
tej formacji i była jego motorem napędowym. Arch Enemy był
kojarzony z jej osobą, tak więc nastały ciężkie czasy dla
szwedzkiego zespołu. Nie poddali się i szybko znaleźli Allise
White Gluz, która nie tylko dobrze prezentuje się wizualnie,
ale ma równie agresywny głos co Angela i tak o to odmieniony
Arch Enemy nagrał nowy album „War Eternal”, który otwiera
nowy rozdział Arch Enemy.
Nowa wokalistka, nowy
gitarzysta, ale muzyka wciąż ta sama i dalej jest to melodyjne
death metal do jakiego nas przyzwyczaili na przestrzeni lat. Jest w
tym melodyjność, agresja, dynamika i pazur. Choć można odnieść
wrażenie, że na nowym albumie zespół włożył więcej
serce w kreowanie melodii i kompozycji. Dzięki temu płyta jest
bogata w ciekawe i pomysłowe melodie, które są tutaj główną
atrakcją. Podkreślają, że jest to melodyjny death metal, a nie
jakiś inny gatunek. Krążek wyróżnia się nie tylko
melodyjnością na tle innych płyt zespołu, ale też właśnie
klimatyczną i pomysłową okładką. Ciężkie zadanie stało przed
Allisą. Miała bowiem zachować styl formacji jaki dotychczas
podobał się fanom, a jednocześnie miała pokazać swój
własny styl, wnosząc pewien powiew świeżości. O dziwo udało się
wszystko zrealizować, dając godny podziwu występ. Allisa wypada
bardzo dobrze i zadowoli tych co lubią melodyjne linie wokalne jak i
tych co przywiązują uwagę do agresji. Wraz z „Never
Forgive Never Forget” można dostać lekkiego szoku, bowiem
zespół dawno nie nagrał tak udanego kawałka i brakowało
ostatnio takich hitów w ich wykonaniu. Co też przykuwa uwagę
od samego początku to współpraca Cordle i Amotta. Jest
chemia między nimi, słychać że się rozumieją i cenią sobie te
same wartości. Można tutaj naprawdę się tym delektować. Kiedy
trzeba to zespół dostarcza nam ciężkiego riffy i
agresywnego grania, tak też jest z „War Eternal”.
Wrażenie robią takie szybkie petardy jak „As The Pages
Burn” czy „No More Regrets”. Klimatem i
emocjonalnym charakterem urzekł mnie „You Will know My Name”
. Nowoczesny wydźwięk „Stolen Life” czy
„Avalanche” w których nie brakuje
symfonicznych wstawek sprawia, że płyta jest urozmaicona i
dopasowana do oczekiwań słuchaczy. Dalej mamy agresywny „Down
To Nothing” i jedynie zamykający „Not long for
this World” jest tutaj nie wypałem.
Nie wyczekiwałem tego
albumu, nie żyłem ostatnimi wydarzeniami związanymi z Arch Enemy,
ani też nie miałem jakiś oczekiwań względem tego wydawnictwa. Z
pewnością jednak nie obstawiałem albumu, który sprawi mi
radość . Ostatnim takim albumem Arch Enemy był „Doomsday
Machine” i miło że po tylu latach dostałem bardzo udany album
szwedów. Dobra robota.
Ocena: 8/10
Album rzekł bym idealny proporcje między melodyjnością a agresją wyważone elegancko , i najlepsze jest to że ani przez chwilę nie zatęskniłem za Angelą , ja bez wahania daję 10/10.
OdpowiedzUsuń