Strony

niedziela, 27 lipca 2014

CRYSTAL EYES - Killer (2014)

Koniec milczenia. Czas powrócić do życia. Tak też zrobił szwedzki band Crystal Eyes, który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych kapel grających heavy/power metal. Kapela nagrała sporo wartościowej i godnej zapamiętania muzyki. Ostatni ich album zatytułowany „Chained” do tej pory miło wspominam i często odświeżam. Lata mijały, a ja się zastanawiałem gdzie podział się Crystal Eyes. Przez ten czas, skład tej formacji nieco się przetasował. Mikeal znów spełnia się w roli wokalisty i gitarzysty, zaś Niclas Karlsson uzupełnił skład jako drugi gitarzysta. Świeża krew, sporo czasu na dopracowanie materiału i możliwość zaskoczenia swoich fanów. To wszystko mogło sprawić, że w „Killer” widziano nadzieję na coś wyjątkowego. Jak jest w rzeczywistości?

Właściwie można odnieść wrażenie, że zespół zamiast się rozwijać i iść dalej w kierunku obranym na „Chained” cofa się. Zespół dalej jest wierny swojemu stylowi, dalej trzyma się heavy/power stylizacji. Jednak można odczuć na nowym albumie jakby zmęczenie muzyków, a nawet i ich wypalenie. Nic nie zostaje w pamięci na dłużej. Kompozycje zamiast porywać chwytliwą formułą, potrafią zmęczyć swoją wtórnością i oklepanymi motywami. Uleciała ta przebojowość, która napędzała poprzednie albumy. Jasne pojawia się kilka przebłysków, zgranych solówek, porywających refrenów, ale wszystko podane w małej ilości. Jest niedosyt, zwłaszcza Mikeal dawał szansę na coś bardziej klasycznego. Okładka najwidoczniej oddaje w pełni zawartość. Jest prosto, jest typowe heavy/power metalowe granie, bez duszy, bez emocji i takie nieco mało wyraziste. Może i jest to ten typ muzyki, która zapewnia rozrywkę i mile spędzony czas, ale nic ponadto. Nie jest wymagająca ani też zaskakująca, a na pewno nie ambitna. Jak to wygląda od strony zawartości? W sumie tak jak to nakreśla otwieracz „Killer”. Prosty i znany nam heavy/power metal. Nie ma nic odkrywczego ani też niczego nadzwyczajnego. Ot co średnich lotów utwór, który chce nas porwać szybkością i melodyjnością. Więcej energii i zadziorności wnosi „Warrior”. Tym razem Mikeal pokazuje się z lepszej strony jeśli chodzi o wokal. Więcej techniki, więcej pazura a to nadaje odpowiedniego charakteru kawałkowi. W końcu refren też brzmi bardziej profesjonalnie i nie brzmi komicznie, jak to ma miejsce w otwieraczu. „Solar Mariner” ma w sobie więcej power metalu i tutaj mieliśmy dostać przede wszystkim szybki kawałek. Jest to jeden z ciekawszych utworów na płycie, ale też nie obeszło się tutaj bez wad i niedociągnięć. Nieco bardziej hard rockowy „Spotlight Rebel” ukazuje właśnie jakie jest to średnie granie. Wieje nudą i to wszystko już było i to w lepszej formie. Poza tym mam wrażenie, że Crystal eyes złagodniał. Nie pomaga przyspieszenie w „Lord Of Chaos”. Choć tutaj nawiązanie do klimatów Hammerfall należy uznać za plus. Płyta trwa tylko 38 min, a ma się wrażenie że to była co najmniej godzina.

Tyle czekania i w imię czego? Nudy i oklepanych patentów? Chcieli nagrać prosty i typowy heavy/power metalowy album. Nie udało się. Zabrakło pomysłowości i większej dawki przebojowości. Crystal Eyes powrócił po 6 latach, ale w sumie może lepiej jakby dali sobie już spokój skoro nie mają pomysłu na siebie. Można sobie odpuścić.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz