Nagrać wtórny materiał, który do bólu przypomina pierwowzór
to żadna sztuka. Bo w końcu wykorzystujemy styl i sposób grania taki jaki został
przed laty opracowany przez innych muzyków, a naszym zadaniem zostaje
stworzenie kompozycji i zagrania tego z pasją, jakby pochodziło od samych
muzyków na których się wzorujemy. Ta pierwsza sztuka jest łatwa do osiągnięcia
i nie wymaga większego wkładu ze strony zaczynającego zespołu. Prawdziwa sztuka
zaczyna się kiedy bazując na czyimś stylu chce stworzyć coś własnego, coś
równie genialnego. Odtworzyć erę Dio, muzykę tego wielkiego wokalisty to
mogłoby się wydawać rzucenie się na głęboką wodę. Nie wszystkim udało się
przypomnieć nam tamte czasy i wielu poległo. Problem tkwił głównie w
komponowaniu i osobie wokalisty. Wiadomo Ronnie był tylko jeden. Ale szwedzki
band o nazwie Astral Doors okazał się jedynym zespołem, który wie jak odtworzyć
muzykę Dio i co ciekawe nawet nie odczujemy różnic pod względem wokalu.
Powstali w 2002 roku i już w 2003 ukazał się „Of the son and father”.
Nikt przed nimi, ani po nich nie odważył się zmierzyć z
twórczością Dio. Może jego kompozycje z czasów „Holy Diver” czy „Last in Line” tnie
były skomplikowane i trudne do odtworzenia, ale wymagały pomysłowości, wymagały
tego pazura i najważniejsze, wokal. Bez agresywnego, mrocznego i głębokiego
wokalu daleko się nie zajdzie. Astral Doors ma to wszystko co potrzeba i choć
nie zależy im na oryginalności, kierując się miłością do heavy metalu lat 80
wykreowanego przez Dio, Rainbow czy Black Sabbath z ery Tonego Martina to
jednak wiedzą jak to wykorzystać na ich korzyść. Sposób tworzenia melodii,
kreowania motywów, budowania klimatu nasuwa stare dobre lata Dio. Martin
Hanglund i Joachim Nordlund postarali się by brzmiało to autentycznie, jakby
wyszło od samego Ronniego. Brzmi to
autentycznie i świeżo, nie ma mowy o nudzie ani też o sterylności. Udało się
uciec od sztuczności i nachalności. Debiut Astral Doors to badanie czy fani są
jeszcze głodni na taki klasyczny heavy metal zakorzeniony w latach 80. Gwiazdą
tutaj jest bez wątpienia Nils Patrik Johannson, który brzmi jak brat bliźniak
Dio. Ta sama charyzma, mrok, styl, maniera, nawet technicznie obaj panowie
brzmią podobnie. Najlepszy i właściwie jedyny jego godny następca. Co ciekawe
zespół postawił na krótkie utwory i to można uznać za zaletę. Zaczyna się
dynamicznie bo od szybkiego „Cloudbreaker” i to taka miła
mieszanka Rainbow i Dio. Klawisze może nieco schowane, ale odgrywają znaczącą
rolę. Solówki są tutaj wręcz zjawiskowe. Proste, zagrane z pasją, polotem i
podobać mogą się te pojedynki gitarzystów. Materiałem na dłuższą kompozycją był
„Of
the Son and the Father”. To taki stonowany i epicki kawałek na miarę „Heaven
and Hell”. Nie uświadczymy tutaj słodkich refrenów, czy do bólu chwytliwych,
słodkich melodii, bo nie o tutaj chodzi, ma być prosto i szczerze, ma to być
hołd dla Dio. W „Hungry People” słychać echa „We Rock”, ale kompozycja troszkę ospała
i momentami nieco drażni. Nie zabrakło elementów bardziej hard rockowych, a
przykładem tego jest „Slay the Dragon”, który bardziej
osadzony jest w stylizacji Deep Purple czy Rainbow. W końcu Joakim Roberg jest bardziej wyrazisty i jest bardziej
zauważalny. Jeden z najlepszych kawałków na płycie, które nie jest typową kalką
twórczości Dio. Miłym zaskoczeniem jest „Ocean of Sand”, w którym zespół
zabiera nas w rejony muzyczne określane neoklasycznym metalem, słychać to
choćby za sprawą głównego motywu gitarowego. Kolejny raz też można wyłapać
wzorce zaczerpnięte z Rainbow. Jeden z najszybszych i zarazem najlepszych
kawałków Astral Doors na tym albumie. Tak samo można napisać o rozpędzonym „Burn
down the wheel”. Zespół znakomicie się bawi i nie popada w rutynę, ani nie
przestaje nas zaskakiwać. Radość słychać w pogodnym „Night Of The Witch”, zaś „Rainbow
in Your Mind” wykazuje cechy hard rocka lat 70 i to nie są typowe, rasowe
kawałki w stylu Dio, co też cieszy. Był człowiek na srebrnej górze, to teraz
jest człowiek na skale. „Man on the rock” to oklepany motyw i
znajomo brzmiący refren, ale to właśnie cieszy fanów starego heavy metalu.
Tyle lat wyczekiwano zespołu, który podejmie się tematu twórczości
Dio, który będzie kontynuował tą właśnie ideologię heavy metalu z lat 80. Brzmi
to o tyle świeżo, bowiem takich formacji jak Astral Doors nie ma za dużo no i
nie każdy może się pochwalić wokalistą, który śpiewa jak sam Dio. Znakomity
debiut, który otwarł Szwedom drzwi na świat.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz