Strony

sobota, 20 września 2014

ASTRAL DOORS - Of the son and the Father (2003)



Nagrać wtórny materiał, który do bólu przypomina pierwowzór to żadna sztuka. Bo w końcu wykorzystujemy styl i sposób grania taki jaki został przed laty opracowany przez innych muzyków, a naszym zadaniem zostaje stworzenie kompozycji i zagrania tego z pasją, jakby pochodziło od samych muzyków na których się wzorujemy. Ta pierwsza sztuka jest łatwa do osiągnięcia i nie wymaga większego wkładu ze strony zaczynającego zespołu. Prawdziwa sztuka zaczyna się kiedy bazując na czyimś stylu chce stworzyć coś własnego, coś równie genialnego. Odtworzyć erę Dio, muzykę tego wielkiego wokalisty to mogłoby się wydawać rzucenie się na głęboką wodę. Nie wszystkim udało się przypomnieć nam tamte czasy i wielu poległo. Problem tkwił głównie w komponowaniu i osobie wokalisty. Wiadomo Ronnie był tylko jeden. Ale szwedzki band o nazwie Astral Doors okazał się jedynym zespołem, który wie jak odtworzyć muzykę Dio i co ciekawe nawet nie odczujemy różnic pod względem wokalu. Powstali w 2002 roku i już w 2003 ukazał się „Of the son and father”.

Nikt przed nimi, ani po nich nie odważył się zmierzyć z twórczością Dio. Może jego kompozycje z czasów „Holy Diver” czy „Last in Line” tnie były skomplikowane i trudne do odtworzenia, ale wymagały pomysłowości, wymagały tego pazura i najważniejsze, wokal. Bez agresywnego, mrocznego i głębokiego wokalu daleko się nie zajdzie. Astral Doors ma to wszystko co potrzeba i choć nie zależy im na oryginalności, kierując się miłością do heavy metalu lat 80 wykreowanego przez Dio, Rainbow czy Black Sabbath z ery Tonego Martina to jednak wiedzą jak to wykorzystać na ich korzyść. Sposób tworzenia melodii, kreowania motywów, budowania klimatu nasuwa stare dobre lata Dio. Martin Hanglund i Joachim Nordlund postarali się by brzmiało to autentycznie, jakby wyszło od samego Ronniego.  Brzmi to autentycznie i świeżo, nie ma mowy o nudzie ani też o sterylności. Udało się uciec od sztuczności i nachalności.  Debiut Astral Doors to badanie czy fani są jeszcze głodni na taki klasyczny heavy metal zakorzeniony w latach 80. Gwiazdą tutaj jest bez wątpienia Nils Patrik Johannson, który brzmi jak brat bliźniak Dio. Ta sama charyzma, mrok, styl, maniera, nawet technicznie obaj panowie brzmią podobnie. Najlepszy i właściwie jedyny jego godny następca. Co ciekawe zespół postawił na krótkie utwory i to można uznać za zaletę. Zaczyna się dynamicznie bo od szybkiego „Cloudbreaker” i to taka miła mieszanka Rainbow i Dio. Klawisze może nieco schowane, ale odgrywają znaczącą rolę. Solówki są tutaj wręcz zjawiskowe. Proste, zagrane z pasją, polotem i podobać mogą się te pojedynki gitarzystów. Materiałem na dłuższą kompozycją był „Of the Son and the Father”. To taki stonowany i epicki kawałek na miarę „Heaven and Hell”. Nie uświadczymy tutaj słodkich refrenów, czy do bólu chwytliwych, słodkich melodii, bo nie o tutaj chodzi, ma być prosto i szczerze, ma to być hołd dla Dio. W „Hungry People” słychać echa „We Rock”, ale kompozycja troszkę ospała i momentami nieco drażni. Nie zabrakło elementów bardziej hard rockowych, a przykładem tego jest „Slay the Dragon”, który bardziej osadzony jest w stylizacji Deep Purple czy Rainbow. W końcu Joakim Roberg  jest bardziej wyrazisty i jest bardziej zauważalny. Jeden z najlepszych kawałków na płycie, które nie jest typową kalką twórczości Dio. Miłym zaskoczeniem jest „Ocean of Sand”, w którym zespół zabiera nas w rejony muzyczne określane neoklasycznym metalem, słychać to choćby za sprawą głównego motywu gitarowego. Kolejny raz też można wyłapać wzorce zaczerpnięte z Rainbow. Jeden z najszybszych i zarazem najlepszych kawałków Astral Doors na tym albumie. Tak samo można napisać o rozpędzonym „Burn down the wheel”. Zespół znakomicie się bawi i nie popada w rutynę, ani nie przestaje nas zaskakiwać. Radość słychać w pogodnym „Night Of The Witch”, zaś „Rainbow in Your Mind” wykazuje cechy hard rocka lat 70 i to nie są typowe, rasowe kawałki w stylu Dio, co też cieszy. Był człowiek na srebrnej górze, to teraz jest człowiek na skale. „Man on the rock” to oklepany motyw i znajomo brzmiący refren, ale to właśnie cieszy fanów starego heavy metalu.

Tyle lat wyczekiwano zespołu, który podejmie się tematu twórczości Dio, który będzie kontynuował tą właśnie ideologię heavy metalu z lat 80. Brzmi to o tyle świeżo, bowiem takich formacji jak Astral Doors nie ma za dużo no i nie każdy może się pochwalić wokalistą, który śpiewa jak sam Dio. Znakomity debiut, który otwarł Szwedom drzwi na świat.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz