Pewnie się zastanawiacie
co tam porabia były wokalista Iron maiden, a mianowicie Blaze
Bayley. Ostatni jego dobry album solowy ukazał się w 2010r i od
tamtego czasu nic ciekawego wokalista nie wydał. Mam nawet wrażenie
się wypalił i z toczył niczym inny były wokalista Iron Maiden –
Paul Di Anno. Mamy rok 2014 i o dziwo Blaze wystąpił gościnnie na
debiutanckim albumie bułgarskiego zespołu John Steel. Album zwie
się „Freedom” i przykuwa uwagę klimatyczną okładką, na
której widnieje logo Blaze'a. To już daje sygnał, że
Blazea jest całkiem sporo na tej płycie i faktycznie tak jest.
Bułgarska formacja gra od 2007r i to potwierdza że jakieś
doświadczenie muzyczne jest. Zostaje tylko kwestia samego materiału
i tego co dostaje na albumie „Freedom”. Muzycznie nie odbiega to
od tego co gra Blaze Bayley. Tradycyjny heavy metal, pełen ostrych
riffów, urozmaiconych temp począwszy od tych wolniejszych po
szybsze. Nie ma tutaj kombinowania, ani nic nowego, to typowy i
oklepany heavy metal. Nie ma się co oszukiwać, muzyka nie jest
wysokich lotów, ale i tak jest lepiej niż na ostatnich
płytach Blaze'a. Jego wokal jest agresywniejszy i mocniejszy niż na
„King of Metal”. Co więcej gitarzyści Ivan i Victor tworzą
odpowiednie tło pod wokal Blaze'a. Słychać kawał solidnego
grania, pomimo że nie grzeszą wyszkoleniem technicznym czy
pomysłowością. Trochę tego brakuje, bo wtedy i płyta zyskała by
porządnego kopa. Utwór „Freedom” to prosty
heavy metal, taki oklepany, ale słucha się tego dość przyjemnie,
zwłaszcza że Blaze'a niczego ostatnio nie nagrał, co byłoby godne
uwagi. „Change” ukazuje melodyjne oblicze zespołu
i tutaj można poczuć potencjał jaki drzemie w zespole. W „The
crow” mamy z kleoi mroczniejszy klimat i znacznie cięższy
podkład. To jest to co najbardziej pasuje do wokalu Blaze'a. Nie
zabrakło też wolniejszych kawałków i „The Voice of
Sorrow” można nawet uznać za swego rodzaju balladę. Taki
spokojniejszy utwór w rockowej tonacji. Bardzo dobrze wypada
agresywniejszy „Nightmare” i chwytliwy „Evil
sky”. Jeszcze jest „Angel” i „Leviathan
Rises” z Dillanem Arnaudovem na wokalu , ale nie robią
takiego wrażenia jak kawałki z Blazem. Nie jest to złe, ale czuje
nie dosyt, bo mogło być to znacznie mocniejsze granie. Jest to
solidna porcja heavy metalu i pomimo takich wad jak brak killerów
czy wykorzystanie oklepanych motywów to i tak płyta ciekawsza
niż ostatnie dokonania pana Blaze'a. Warto obczaić co porabia były
wokalista Iron Maiden.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz