Strony

wtorek, 28 października 2014

SPELLCASTER - Spellcaster (2014)

Nie tak dawno bo w roku 2011 fani heavy/speed metalu cieszyli się debiutem amerykańskiego Spellcaster, który pokazał, że mimo oklepanej formuły i wtórności można nagrać jakże udany album zawierający właśnie taki rodzaj muzyki. Czas jednak nie stoi w miejscu, a kapela musi iść do przodu i musi się rozwijać i nagrywać kolejne albumy, które potwierdzą co tak naprawdę zespół jest wart. Przyszedł czas sprawdzianu dla Spellcaster, a ich nowy album zatytułowany po prostu „Spellcaster” zweryfikuje co oni tak naprawdę potrafią.


Debiut miał w sobie ikrę, sporo ciekawych kompozycji, a przede wszystkim pokazywał, że wciąż można tworzyć heavy/speed metal na miarę lat 80. Z tamtej płyty biła energia, a przede wszystkim swoboda i zespołowi nie brakowało tam ciekawych pomysłów na melodie czy refreny. Było czym się zachwycać. Jednak zmiany personalne, pojawienie się nowego perkusisty, gitarzysty i objęcie funkcji wokalisty przez Tylera sprawiło, że coś się zmieniło. Znów trzeba szukać chemii i zgrania, a słuchając nowego albumu można odnieść wrażenie, że nie ma tej harmonii co na debiucie. Trochę chaosu, trochę zgrzytów jest. Przede wszystkim uleciał ten czar, a sami muzycy nie mieli jakby pomysłu co by tutaj zrobić żeby było dobrze. Samo brzmienie i styl na miarę lat 80, trochę szybkich riffów to ewidentnie za mało. Nawet gdy odpuścimy sobie muzyków i skład Spellcaster, to zostaje i tak kwestia materiału, który nie zadowala w pełni, a raczej pozostawia ogromny niedosyt. W końcu na nowej płycie jest kilka naprawdę dobrych momentów. Choćby chwytliwy „As Darkness Falls”, prosty, ale przebojowy „Bound” czy szybszy „Haunted” to przykłady, że Spellcaster wciąż potrafi grać atrakcyjny heavy/speed metal, tylko co z tego jak ta garstka dobrych momentów to za mało, zwłaszcza że płyta jako całość nie powala. Tyler jako wokalista nieco się męczy i co za tym idzie my razem z nim. Dobitnie to wybrzmiewa w dwóch kolosach i mam tutaj na myśli „Eyes of Black” czy „Voyage”. Utwory długie, ale nie przedkłada się to na jakość, ani tym bardziej na pokazanie zespołu z jak najlepszej strony. Męczenie w kółko jednego motywu to kiepski pomysł.

Za mało speed metalu, za mało ognia, za mało hitów, za mało ciekawych popisów gitarowych, które by napędzały całość. Uleciał czar jaki zespołowi towarzyszył podczas debiutu. Może gdy się rozgrzeją i dojdą do porozumienia to nagrają coś wartościowego? Póki co brzmi to jak dzieło niedoświadczonego zespołu, który szuka swojego szczęścia na rynku muzycznym, a przecież Spellcaster ma za sobą jakże udany debiut.

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz