Fanów melodyjnego
death metalu może czekać zawód, kiedy postanowią sięgnąć
po debiutancki album szwedzkiej formacji Serpent Skies. Mówi
się, że jest melodyjny death metal, że właśnie to gra ten
zespół. Oczywiście nie brakuje cech tego rodzaju muzyki co
potwierdza choćby wokalista Ludvig Setterling, jednak cała reszta
brzmi jak mieszanka death metalu, heavy metalu, hard rocka czy
industrialnego grania spod znaku Marlina Mansona. „A Claim To
Reality” to dość ciekawa pozycja pod względem stylistycznym jak
i samej muzyki. Jednak nie nastawiajcie się od razu na drugi Amon
Amarth czy In Flames, bo tego tutaj nie znajdziecie.
Melodyjny death metal
kojarzy się z dość agresywnym, energicznym i melodyjnym graniem.
Niestety tutaj tego nie ma. Zespół chciał zagrać muzykę w
której jest death metal, heavy metal i hard rock. Nadać temu
wszystkiemu spokojniejszy, nieco industrialny charakter. Efekt może
do końca nie zadowala i pozostaje wiele do poprawienia. Choćby
partie gitarowe, które są pozbawione ognia, zadziorności i
energii. Duet Gusta/Aleksander nie podołał wyzwaniu, na szczęście
wokalnie Ludvig stara się nadgonić wszystko i sprawić, by było
słychać owy death metal. Sam jednak nie da rady wszystkiego
uciągnąć i to słychać. Sekcja rytmiczna też gra jakby bez
przekonania i słychać jakby zespół się męczył. Jest
sporo niedociągnięć i kilka wypełniaczy, ale spójrzmy na
pozytywne kwestie, bo nie wszystko jest w czarnym kolorze.
„Dismebered” to przykład, że płyta mogła być
znacznie ciekawsza niż jest. Brutalny riff, szybkie tempo i
prawdziwa death metalowa moc. Może nie jest to nic nadzwyczajnego
ani oryginalnego, ale jest to mniej więcej to co każdy od nich
oczekuje. Lekki, rockowy i industrialny „Moments of Truth”
to z kolei przykład tego co ciężko strawić na tej płycie. Jakieś
eksperymenty, nie potrzebne zwolnienia i odejście od melodyjnego
death metalu, na rzecz rocka. Choć może fani nowych płyt In flames
polubią właśnie taki styl szwedów? „Indians”
bardziej heavy metalowy, ale ukazuje inne zalety zespołu, a
mianowicie umiejętność tworzenia ciekawych melodii, które
potrafią zapaść w pamięci. Jednym z najlepszych kawałków
na płycie jest „Graveyard Poets”. W tej kompozycji
zespół postawił na szybkie tempo, energiczne popisy gitarowe
i mocny riff. Opłaciło się, bo otrzymaliśmy prawdziwy killer.
Również pozytywne emocje wywołuje chwytliwy „The
Ordinary”. Znakomity
przykład, że zespół wie jak grać, jak nawiązać do death
metalu, tylko nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Bardzo
podoba mi się marszowy „Lost In Space”
i tutaj mamy zapadający w pamięci refren i sporą dawkę
melodyjności. Mniej death metlaowy jest „The
Crucible”
,ale mimo tego ten utwór może się podobać. Zespół
postawił tutaj na prosty motyw, na rytmiczne partie gitarowe i
chwytliwy refren.
Nie
całe 50 minut muzyki przelatuje dość szybko i jedynie co pozostaje
to nie dosyt. W kapeli drzemie potencjał i słychać, że odnajdują
się w death metalu, w melodyjnym heavy metalu czy w muzyce rockowej.
Wiedzą jak zaskoczyć słuchacza i jak stworzyć killery, a jedyny
problem to zachowanie stabilności stylistycznej i nagranie
wyrównanego materiału. Bez jakiś zbędnych wypełniaczy i
bez jakiś zwolnień i wtrąceń rockowych. No i więcej melodyjnego death metalu. Solidny debiut, który
pozostawia niedosyt.
Ocena:
6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz