Nie tylko Rocka Rollas, Enforcer czy
Skull Fist są wierni tradycjom. Nie tylko oni dbają o szczegóły
i wiedzą jak sprawić, że czujemy się jakbyśmy żyli w latach 80.
W czasach, gdzie wielkie sukcesy odnosiły takie kapele jak Iron
Maiden, Judas Priest, Warlock, czy Running Wild. Air Raid to szwedzka
kapela, która gra od 2009 roku bardzo prosty heavy metal,
który ma ująć swoją melodyjnością, szczerością i
idealnym odtworzonym klimatem lat 80. Patrząc na okładkę „Point
of Impact” można wywnioskować, że mamy do czynienia z jakimś
starym, mało znanym zespołem, który gra heavy speed metal.
Wszystko by się zgadzało, oczywiście poza rokiem. Nie jest to
album z lat 80, a z roku 2014. Pierwsza miła niespodzianka, a druga
to oczywiście umiejętności muzyków, a trzecią
niespodzianką jest sam materia. Tyle zaskoczeń, a wszystko za
sprawą drugiego wydawnictwa szwedzkiej formacji Air Raid.
Tak jak okładka, tak i brzmienie jest
wzorowane na tych z lat 80. Odrobina brudu, szorstkość i naturalne
brzmienie instrumentów, sprawia że nasuwają się namyśl
klasyczne albumy Iron Maiden, Agent Steel czy Running Wild. Wokalista
Arthur też brzmi jak kolejny rasowy metalowy wokalista, który
chce naśladować swoich idoli. Może jest to jeden z wielu głosów,
ale nie wyobrażam sobie tutaj jakiś inny rodzaj wokalu. Zespół
powiela pomysły i nie kryje tego w żaden sposób, nawet swoją
grą nie starają się nas zaskoczyć i wykreować coś bardziej
autorskiego. Podążają szlakiem już wyeksploatowanym i często
uczęszczanym przez wielu, a co ich uchroniło przed klęską to że
znają się na swojej robocie, że grać potrafią na wysokim
poziomie. Owocem tego jest naprawdę udany materiał, który
przemawia za sukcesem tej płyty, która stylistycznie nie
wyróżnia się na tle innych płyt heavy/speed metalowych
zakorzenionych w latach 80. Na płycie znajdziemy 8 dynamicznych
kawałków dających nam 35 minut znakomitej muzyki, która
zadowoli maniaków heavy/speed metalu. Szybki otwieracz „Bound
To Destroy” to taki strzał prosto w oczy na dzień dobry.
Ostry riff, rozpędzona sekcja rytmiczna, a wszystko zagrane na styl
Iron Maiden czy stary Running Wild. Czasy „Gates to Purgatory”
przemawiają w surowszym „Madness”, który
jest kolejnym znaczącym hitem. Gravestone słychać w melodyjnym
„Victim of The Night” i tutaj jest do bólu
klasycznie, ale właśnie w tym tkwi siła tego kawałka.
Instrumentalny „Flying Fortress” to pokaz
umiejętności muzyków i trzeba przyznać, że drzemie w nich
potencjach. Sam utwór to taki hołd dla wczesnego Iron Maiden.
Największa dawka speed metalu jest zawarta w treściwym „Veangence”
i zamykającym płytę „We got The Force”.
Nie oczekujcie muzycznego geniuszu,
czegoś nowego, czy płyty zaskakującej. Air Raid jest tutaj od
tego, żeby nas zabawiać swoją muzyką, a przy okazji zabrać do
lat 80. Płyta ma ten klimat, a kompozycje tylko ten stan rzeczy
potwierdzają. Niby Air Raid nie gra niczego odkrywczego, ale mało
kto tak dobrze odtwarza heavy/speed metal lat 80 za co Air Raid ma
duży plus.
Ocena: 8/10
Niestety, w porównaniu do GENIALNEGO Night Of The Axe, ta płyta brzmi jak stęchły kabanos. Można zjeść, ale można nabawić się niestrawności.
OdpowiedzUsuńWraz ze stratą poprzedniego wokalisty, ta kapela straciła jaja. Słabe.
---------------------------------
http://www.encyklopediametalu.net16.net
Też mam takie odczucie,że pierwsza płyta o klasę lepsza.
OdpowiedzUsuńFakt, jedynka arcydzieło. Reszta, hm.
OdpowiedzUsuń