Najlepiej sprzedaje się
język angielski, zwłaszcza w muzyce i mówię tu nie tylko o
heavy metalu. Powodów jest wiele. Łatwiej pojąć o czym
śpiewa dany wykonawca, ma to lepszy wydźwięk i łatwo o
rozpowszechnienie. Znacznie gorzej jest już z językiem narodowym.
Kiedy przychodzi się zmierzyć z ukraińskim to można popaść w
zakłopotanie i pojawia się uczucie dyskomfortu. Jak to jest w
przypadku debiutującego w tym roku Kraamola? Czy ma to wpływ na
jakość muzyki? Czy traci na tym album “Na zlami epokh”? O tym w
dalszej części recenzji.
Kraamola działa od 2008
roku i wypracował swój styl i można go w sumie zaliczyć do
sfery folk/power metalu. Od samego początku główną rolę w
zespole odgrywali Anatoliy Zinevich i Serhiy Kondrov. Udało im się
uformować zespół jednak nie obyło się bez pewnych zmian
personalnych. Yulia Novosad i Anatoliy Khomenko to nowe nabytki
zespołu i wniosły zespół na wyższy poziom. Nowi muzycy
wnieśli powiew świeżości, a to zawsze ma wpływ na ostateczny
efekt. Niby Kraamola wyróżnia się klimatem, wie odtworzyć
słowiański folkowy nastrój, wie jak wykreować odpowiednie
melodie, które mają porwać słuchacza. Niby wszystko jest
tak jak być powinno, a jednak pozostają pewne kwestie, które
działają na niekorzyść. Jedną z nich jest rodzimy język, który
nieco momentami drażni. „Chaklunka” to dobry
przykład. Na dzień dobry wita nas Ukraiński język. Dużo folku i
progresywności mamy w „Holos Zemii”. Jednak mimo
pewnych prób zaskoczenia słuchacza, kończy się to nie
powiedzeniem. Wygrywa chaos i niepotrzebne mieszane z byt dużej
liczby motywów. Power metalu jest tutaj znacznie mniej niż
mogło się wydawać, ale to nie oznacza, że go nie ma. Dość spore
ilości tego gatunku mamy w „Na Zlamii” czy w
agresywniejszym „Morana”. Zespół nie
rozpieszcza też pod względem przebojów i na wyróżnienie
w tej kategorii właściwie zasługuje „Makovi Dushi”.
Warty też odnotowania jest również melodyjny „Marsh”,
który zabiera nas w rejony takich kapel jak Running Wild czy
Suidakra. Od strony instrumentalnej nie jest źle i właściwie
wokalista Sergiy Isaev radzi sobie. Technicznie jeszcze jest sporo
niedociągnięć, ale jest klimat, jest zaangażowanie i szczerość.
To akurat dobre zalety, które przedkładają się na jakość.
Niestety można odczuć nieco monotonni w samych partiach gitarowych.
Za mało energii, za mało przebojów i motywów, które
by zostały w głowie na dłużej.
Płyta zyskała by
znacznie więcej jakby zespół postawił na język angielski.
Z pewnością materiał byłby łatwiejszy w odbiorze i bardziej
przystępny. Jest klimat, duża dawka folku i ciekawy pomysł na
styl, ale gdzieś to wszystko zostaje przygaszone przez chaos. Kto
wie może kiedyś zespół postanowi wykorzystać język
angielski. Na daną chwilę jest to zespół, który ma
pomysł na siebie, ale nie potrafi go w pełni wykorzystać. Sama
płyta do przesłuchania i zapomnienia.
Ocena: 5/10
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz