Strony

piątek, 28 sierpnia 2015

KRAAMOLA - Na zlami epokh (2015)

Najlepiej sprzedaje się język angielski, zwłaszcza w muzyce i mówię tu nie tylko o heavy metalu. Powodów jest wiele. Łatwiej pojąć o czym śpiewa dany wykonawca, ma to lepszy wydźwięk i łatwo o rozpowszechnienie. Znacznie gorzej jest już z językiem narodowym. Kiedy przychodzi się zmierzyć z ukraińskim to można popaść w zakłopotanie i pojawia się uczucie dyskomfortu. Jak to jest w przypadku debiutującego w tym roku Kraamola? Czy ma to wpływ na jakość muzyki? Czy traci na tym album “Na zlami epokh”? O tym w dalszej części recenzji.

Kraamola działa od 2008 roku i wypracował swój styl i można go w sumie zaliczyć do sfery folk/power metalu. Od samego początku główną rolę w zespole odgrywali Anatoliy Zinevich i Serhiy Kondrov. Udało im się uformować zespół jednak nie obyło się bez pewnych zmian personalnych. Yulia Novosad i Anatoliy Khomenko to nowe nabytki zespołu i wniosły zespół na wyższy poziom. Nowi muzycy wnieśli powiew świeżości, a to zawsze ma wpływ na ostateczny efekt. Niby Kraamola wyróżnia się klimatem, wie odtworzyć słowiański folkowy nastrój, wie jak wykreować odpowiednie melodie, które mają porwać słuchacza. Niby wszystko jest tak jak być powinno, a jednak pozostają pewne kwestie, które działają na niekorzyść. Jedną z nich jest rodzimy język, który nieco momentami drażni. „Chaklunka” to dobry przykład. Na dzień dobry wita nas Ukraiński język. Dużo folku i progresywności mamy w „Holos Zemii”. Jednak mimo pewnych prób zaskoczenia słuchacza, kończy się to nie powiedzeniem. Wygrywa chaos i niepotrzebne mieszane z byt dużej liczby motywów. Power metalu jest tutaj znacznie mniej niż mogło się wydawać, ale to nie oznacza, że go nie ma. Dość spore ilości tego gatunku mamy w „Na Zlamii” czy w agresywniejszym „Morana”. Zespół nie rozpieszcza też pod względem przebojów i na wyróżnienie w tej kategorii właściwie zasługuje „Makovi Dushi”. Warty też odnotowania jest również melodyjny „Marsh”, który zabiera nas w rejony takich kapel jak Running Wild czy Suidakra. Od strony instrumentalnej nie jest źle i właściwie wokalista Sergiy Isaev radzi sobie. Technicznie jeszcze jest sporo niedociągnięć, ale jest klimat, jest zaangażowanie i szczerość. To akurat dobre zalety, które przedkładają się na jakość. Niestety można odczuć nieco monotonni w samych partiach gitarowych. Za mało energii, za mało przebojów i motywów, które by zostały w głowie na dłużej.

Płyta zyskała by znacznie więcej jakby zespół postawił na język angielski. Z pewnością materiał byłby łatwiejszy w odbiorze i bardziej przystępny. Jest klimat, duża dawka folku i ciekawy pomysł na styl, ale gdzieś to wszystko zostaje przygaszone przez chaos. Kto wie może kiedyś zespół postanowi wykorzystać język angielski. Na daną chwilę jest to zespół, który ma pomysł na siebie, ale nie potrafi go w pełni wykorzystać. Sama płyta do przesłuchania i zapomnienia.


Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz