Strony

poniedziałek, 7 września 2015

GUILTYS LAW - Rise Again (2015)

Tak wiem, mamy rok 2015 i mało kogo interesują jakieś zaległe starocie. Czas płynie i rzadko chcemy oglądać się za siebie i wolimy wyczekiwać rzeczy, które mają się pokazać. Jednak czasami po czasie można natrafić coś co nam umknęło. Rok 2014 bacznie obserwowałem i starałem się niczego nie pominąć jeśli chodzi o power metal. Jednak gdzieś umknął mi Guiltys Law. Japońska formacja działająca od 1994 r. Liczne problemy ze składem i pewne inne przeszkody sprawiły, że zespół musiał przekładać swoje plany co do pierwszego materiału. Ukazał się on w 2009 roku. „Rise Again” to już drugi album tej kapeli. Szkoda, ze przyszło czekać tak długo na przejaw aktywności Guiltys Law bo stać ich na dużo.

To doświadczenie muzyków zdobyte na przestrzeni lat słychać od samego początku. Słychać, że jest to dzieło zespołu, który wie czego chce, który wie jak odnaleźć się w swoim świecie. W ich muzyce pojawiają się echa klasyki w postaci Gamma Ray, Helloween, Rage, czy Iron Maiden. Z jednej strony może to odstraszyć słuchacza, bo w końcu to już wszystko było. Z drugiej strony wciąż jest głód na takie granie, zwłaszcza jeśli jest na wysokim poziomie. To co gra Guiltys Law jest właśnie zagrane z polotem i zaangażowaniem. Każdy utwór niesie z sobą jakieś emocje, jakieś ciekawe melodie i motywy. To coś więcej niż kolejny oklepany power metalowy album. Tutaj zespół stara pokazać swoją tożsamość i pokazać moc tego gatunku. Wychodzi im to naprawdę dobrze, bo mają w zespole utalentowanego wokalistę w postaci Saitoh. Typowy rasowy power metalowy wokalista, który specjalizuje się w górnych rejestrach. Dobrze prezentuje swoje umiejętności w lżejszym i emocjonalnym „Open Your Eyes”. Trzeba przyznać, że gitarzyści dają tutaj niezłego czadu. Otwieracz w postaci progresywnego „Requiem for a dream” to prawdziwa uczta dla fanów popisów gitarowych, gdzie liczy się finezja, pomysłowość i zgranie. Gitarzyści czerpią niezłą frajdę z tego co grają, a my radujemy się razem z nimi. Gdzieś tam są echa Iron Maiden i innych klasyków, ale to akurat działa na korzyść utworu jak i płyty. „Die Another Day” to przykład, że zespół potrafi tworzyć łatwo wpadające w ucho hity. Mocniejszy riff, więcej zadziorności i toporności uświadczymy w „Keep the Faith”. Nie mogło zabraknąć szybszego tempa i większej dawki power metalu. Tutaj znakomicie sprawdza się killer w postaci „Fight The Fight”, który można porównać do wczesnego Scanner. Nie tylko tylko riffy robią wrażenie, bo równie dobrze sprzedają się prezentowane refreny. Zapadają w pamięci, więc zadanie zostało osiągnięte. W tej kwestii wyróżnia się bez wątpienia „We Will Rise Again”, zróżnicowany „Play of The stranger” czy przesiąknięty Helloween i Gamma Ray kawałek „Only The good die Young”. Cały album kipi energią i nic dziwnego że całość zamyka kolejna szybka kompozycja utrzymana w power metalowej konwencji. Tak się składa że „Revival from the edge of Depair” znakomicie odzwierciedla to co tak naprawdę znajduje się na płycie i czego tak naprawdę słuchaliśmy.

Wcale nie słychać, że to propozycja z Japonii. Bardziej kłania się tutaj niemiecka maniera, ale to jest spory plus dla albumu i zespołu. Europejskie brzmienie, czerpanie garściami z najlepszych kapel power metalowych, do tego jakże udane pomysły na kompozycje sprawiły, że Guiltys Law nagrał wyjątkowo mocny materiał, który w sumie przeszedł bez większego echa w 2014. Oczywiście niesłusznie i czas nadrobić to, zwłaszcza że jest to rasowy power metal w najlepszym wydaniu. Fani Gamma Ray, czy Scanner nie będą zawiedzeni.

Ocena: 8/10

1 komentarz: