Tak wiem, mamy rok 2015 i
mało kogo interesują jakieś zaległe starocie. Czas płynie i
rzadko chcemy oglądać się za siebie i wolimy wyczekiwać rzeczy,
które mają się pokazać. Jednak czasami po czasie można
natrafić coś co nam umknęło. Rok 2014 bacznie obserwowałem i
starałem się niczego nie pominąć jeśli chodzi o power metal.
Jednak gdzieś umknął mi Guiltys Law. Japońska formacja
działająca od 1994 r. Liczne problemy ze składem i pewne inne
przeszkody sprawiły, że zespół musiał przekładać swoje
plany co do pierwszego materiału. Ukazał się on w 2009 roku. „Rise
Again” to już drugi album tej kapeli. Szkoda, ze przyszło czekać
tak długo na przejaw aktywności Guiltys Law bo stać ich na dużo.
To doświadczenie muzyków
zdobyte na przestrzeni lat słychać od samego początku. Słychać,
że jest to dzieło zespołu, który wie czego chce, który
wie jak odnaleźć się w swoim świecie. W ich muzyce pojawiają się
echa klasyki w postaci Gamma Ray, Helloween, Rage, czy Iron Maiden. Z
jednej strony może to odstraszyć słuchacza, bo w końcu to już
wszystko było. Z drugiej strony wciąż jest głód na takie
granie, zwłaszcza jeśli jest na wysokim poziomie. To co gra Guiltys
Law jest właśnie zagrane z polotem i zaangażowaniem. Każdy utwór
niesie z sobą jakieś emocje, jakieś ciekawe melodie i motywy. To
coś więcej niż kolejny oklepany power metalowy album. Tutaj zespół
stara pokazać swoją tożsamość i pokazać moc tego gatunku.
Wychodzi im to naprawdę dobrze, bo mają w zespole utalentowanego
wokalistę w postaci Saitoh. Typowy rasowy power metalowy wokalista,
który specjalizuje się w górnych rejestrach. Dobrze
prezentuje swoje umiejętności w lżejszym i emocjonalnym „Open
Your Eyes”. Trzeba przyznać, że gitarzyści dają tutaj
niezłego czadu. Otwieracz w postaci progresywnego „Requiem
for a dream” to prawdziwa uczta dla fanów popisów
gitarowych, gdzie liczy się finezja, pomysłowość i zgranie.
Gitarzyści czerpią niezłą frajdę z tego co grają, a my radujemy
się razem z nimi. Gdzieś tam są echa Iron Maiden i innych
klasyków, ale to akurat działa na korzyść utworu jak i
płyty. „Die Another Day” to przykład, że zespół
potrafi tworzyć łatwo wpadające w ucho hity. Mocniejszy riff,
więcej zadziorności i toporności uświadczymy w „Keep the
Faith”. Nie mogło zabraknąć szybszego tempa i większej
dawki power metalu. Tutaj znakomicie sprawdza się killer w postaci
„Fight The Fight”, który można porównać
do wczesnego Scanner. Nie tylko tylko riffy robią wrażenie, bo
równie dobrze sprzedają się prezentowane refreny. Zapadają
w pamięci, więc zadanie zostało osiągnięte. W tej kwestii
wyróżnia się bez wątpienia „We Will Rise Again”,
zróżnicowany „Play of The stranger” czy
przesiąknięty Helloween i Gamma Ray kawałek „Only The good
die Young”. Cały album kipi energią i nic dziwnego że
całość zamyka kolejna szybka kompozycja utrzymana w power
metalowej konwencji. Tak się składa że „Revival from the
edge of Depair” znakomicie odzwierciedla to co tak naprawdę
znajduje się na płycie i czego tak naprawdę słuchaliśmy.
Wcale nie słychać, że
to propozycja z Japonii. Bardziej kłania się tutaj niemiecka
maniera, ale to jest spory plus dla albumu i zespołu. Europejskie
brzmienie, czerpanie garściami z najlepszych kapel power metalowych,
do tego jakże udane pomysły na kompozycje sprawiły, że Guiltys
Law nagrał wyjątkowo mocny materiał, który w sumie
przeszedł bez większego echa w 2014. Oczywiście niesłusznie i
czas nadrobić to, zwłaszcza że jest to rasowy power metal w
najlepszym wydaniu. Fani Gamma Ray, czy Scanner nie będą
zawiedzeni.
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
Trailer świetny, ale płyta trudno dostępna
OdpowiedzUsuń