Życie lubi płatać
figla i z pewnością to mógłby potwierdzić nam niemiecki
band Chalice and Crown. Ich historia na swój sposób
ironiczna, ale ma swój happy end. Kapela powstała w 1992 r z
inicjatywy gitarzysty ArndKohna i perkusisty Stefana Krucka. W
początkowej fazie na wokalu była wokalistka Conny i zespołowi
udało się wydać kilka dem. Jednak okres do 1998 r zakończył się
niezbyt korzystnie dla kapeli. Nie przebili się do szerszego grona
słuchaczy i świat o nich zapomniał, aż do teraz. W roku 2011
kapela się reaktywowała i w tym roku owocem tego jest pierwszy
album kapeli w postaci „Confessions”. Zmieniony skład, świeże
podejście i ten sam styl muzyczny i jak to odbiło się na zespole?
Czy to wystarczyło by w końcu wbić się do świata muzyki heavy
metalowej na stałe?
Chalice and Crown to
kapela niemiecka i podobnie jak większość kapel z tamtego rejonu
ma dar do tworzenia mocnych riffów, w których jest
nutka toporności. Na pewno nie brakuje im też pomysłów i
wiedzą co chcą grać. W ich muzyce nie brakuje wpływów
Queensryche , Opeth, Vicious Rumors, czy Gotthard. Jednym słowem
grają melodyjny heavy/power metal w którym nie brakuje
akcentów bardziej progresywnych czy rockowych. W głównej
mierze band opiera się na mocnych i nowocześnie brzmiących riffów,
które mają pokazać zadziorność zespołu. Jest miejsce dla
chwytliwych melodii i poruszających refrenów. Soczysta i
energiczna sekcja rytmiczna to też jeden z ich atutów.
Wokalista Peter Nemmert jest pod wpływem lat 70 i to w sumie
słychać, choćby w takim tytułowym „Confession”. Choć zespół
nie należy do tych znanych i rozpoznawalnych to i tak nagrał album
przemyślany, a ich mocne nieco przybrudzone brzmienie znakomicie
współgra z tym co tak naprawdę znajdziemy na płycie. Mamy
10 zróżnicowanych kawałków, które pokazują że
zespół potrafi stworzyć solidne kawałki. Otwieracz w
postaci „Fight” to taki prosty, rasowy heavy/power
metal, który pokazuje że zespół potrafi stworzyć
ciekawą melodię. Znacznie ciekawszy w swojej konwencji wydaję się
mocniejszy i agresywniejszy „Misty Horizons”. Ten
kawałek wyróżnia się nieco progresywnym charakterem i
urozmaiconą aranżacją. Nutka amerykańskiego power metalu pojawia
się w „Giants” który przesiąknięty jest
twórczością Attacker czy Vicious Rumors. W podobnym klimacie
jest mroczniejszy „Your Eyes”, który
momentami ociera się o thrash metal. Takim prawdziwym przebojem,
który łatwo zapada w pamięci jest tutaj „Seven
Sins”. Całość zamyka energiczny i zadziorny „Living
a Lie” i właśnie takich kompozycji brakuje na tej płycie.
Prostych i energicznych. Bardzo udany przebojów i taki
wyznacznik stylu kapeli na przyszłość.
Po wielu trudnościach i
życiowych zawirowaniach Chalice and Crown w końcu wydał swój
debiutancki album, który może nie należy do najlepszych
wydawnictw roku 2015, jednak jest to kawał solidnego heavy/power
metalu. Może zabrakło nieco większej liczby przebojów i
nieco bardziej odważnych zagrywek. Płyta cechuje się przybrudzonym
brzmieniem, solidny materiałem, który słucha się bez
większego zażenowania i to już wystarcza by sięgnąć po
„Confessions”. Z pewnością zasługuje na to sam zespół
jak i płyta, która ma kilka ciekawych momentów które
mogą się spodobać fanom obracającym w klimatach heavy/power
metal.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz