Golgota i samo
ukrzyżowanie Chrystusa w tym miejscu stało się inspiracją dla
formacji W.A.S.P i pomysłem na zrealizowanie kolejnego albumu.
Jednak nie inspiracje są ważne tutaj, tylko sam poziom i kierunek
jaki zespół obrał na „Golgotha”. Jeśli pamiętacie
ostatni album „Babylon” z 2009 roku to można sobie wyobrazić co
nas czeka na nowym krążku, bo to nic innego jak kontynuacja tamtego
dzieła zarówno pod względem stylistycznym jak i jakościowym.
W dodatku zespół postanowił bardziej klasyczny album, który
będzie przesiąknięty latami 80, 90, a przede wszystkim latami 70.
Słuchając najnowszego dzieła można faktycznie odnieść
wrażenie, że zespół chciał stworzyć coś na miarę „The
Crimson Idol” czy „The Headless Children” i naprawdę udało
się ten plan wykonać.
Już patrząc na okładkę
„Golgotha” to można odnieść wrażenie, że idealnie oddaje
klimat zawartości i faktycznie pasuje do ery wyżej wspomnianych
płyt. W.A.S.P to jeden z weteranów, który specjalizuje
się w łączeniu hard rocka, heavy metalu i tak ta amerykańska
formacja sukcesywnie działa od 1982r. Blackie Lawless mimo swoich
lat i mimo upływu czasu wciąż potrafi zauroczyć swoim
specyficznym wokalem i ciekawymi zagrywkami gitarowymi. To jest atut
tej amerykańskiej formacji. Mają utalentowanych ludzi, którzy
wiedzą jak stworzyć ciekawą linię melodyjną, jak wykreować
prosty i zapadający w głowie refren. Cały czas trzymają się
swojego stylu i starają się jak najlepiej odtworzyć lata 70,80,
czy 90. Nawet można się pokusić o stwierdzenie, że ten zespół
nigdy nie opuścił tego okresu i wciąż nim żyje. To słuchać w
ich muzyce, w brzmieniu, to widać w okładce, to się nazywa
wierność i oddanie. Sam album jest naprawdę wyborny w swojej
kategorii. Spotyka się tradycyjny heavy metal i taki lekki,
finezyjny hard rock, a ta mieszanka jest idealna. Co ciekawe „Scream”
brzmi bliźniaczo do otwieracza z „Babylon”. Dobrze wypada też
rytmiczny „Last Runaway” i w sumie zawsze W.A.S.P
miał smykałkę do tworzenia takich przyjemnych dla ucha hitów.
Nutka Ac/Dc czy Dire Straits można wyłapać w zadziornym „Shotgun”,
który ukazuje co to znaczy dobry hard rock. Najciekawszym
kawałkiem z tej płyty jest ocierający się pop czy balladę „Miss
You”. Sam utwór był stworzony z myślą o „The
Crimson Idol” i czuć klimat tamtych lat. Jest to lekka kompozycja,
która porwać swoją finezją i pięknem. Kolejnym ważnym
utworem na tej płycie jest nieco szybszy i zarazem bardziej
rozbudowany „Slaves of The New World Order” w
którym nie brakuje pewnych nawiązań do NWOBHM. Na koniec
mamy chwytliwy „Hero of The World” i nieco
mroczniejszy „Golgotha”.
Obeszło się bez
niespodzianek jeśli chodzi o nowy album W.A.S.P. Właściwie
dostaliśmy album będący swoistą kontynuacją „Babylon”.
Podobna konstrukcja, konwencja, klimat i klasyczny wydźwięk. Zespół
chciał nagrać album przepełniony schematami z lat 70, album
zróżnicowany i prosty w swojej strukturze. To się udało i
nowy album naprawdę dobrze wypada na tle innych płyt z ich
dyskografii. Płyta godna polecenia nie tylko fanom W.A.S.P.
Ocena: 8/10
Blackie to taki amerykański Lemmy K.
OdpowiedzUsuńKonsekewntnie robią swoje w czym są dobrzy,nie eksperymentują i na tym polega ich klasa.