Strony

sobota, 19 grudnia 2015

CHASTAIN - The 7th son of never (1987)

Wydanie „Ruler of The wasteland” było przepustką dla nowo rodzącej się gwiazdy heavy/power metalu czyli Chastain. Zespół pokazał swój styl, zaprezentował to co najlepsze i przyciągnął wiele słuchaczy. Teraz stało przed nimi już tylko jedno, a mianowicie utrzymanie tego poziomu i tworzenie nowej, równie świetnej muzyki. To nie zawsze jest takie łatwe, zwłaszcza kiedy wszystko rozpoczyna płyta świetna, wręcz bez błędna. Na szczęście Chastain udało się kontynuować to co pokazali na „Ruler of The Wasteland” i tak w efekcie udało się po roku wydać „The 7th of Never”.

Płyta właściwie jest podobna do swojej poprzedniczki i to pod wieloma względami. Klimatyczna i nieco tajemnicza okładka, która przyprawia nieco o dreszcze. Przybrudzone i ostre brzmienie, to również jeden z tych atutów, które udało się przerysować na nowy album. Same pomysły, konstrukcja, to co gra David i w jaki sposób, a także wokal Leather w rzeczy samej nie uległy zmianie i właściwie słychać że forma została utrzymana. Słychać na „The 7th of never” , że zespół został natchniony poprzednim albumie i byli w swoim żywiole i nie brakowało im pomysłów. To też w efekcie dość szybko powstał kolejny krążek, który w dużym stopniu jest kontynuacją „Ruler of The wasteland”. Otwarcie płyty jest równie świetne co na poprzedniczce. „We must Carry on” to taki rasowy kawałek Chastain z szybszym tempem i nawiązanie do klasycznego power metalu. David to bardzo uzdolniony gitarzysta i nie kryje tego na tym albumie, co zresztą bardzo cieszy. „Paradise” ma mocne wejście sekcji rytmicznej i sporo popisowych zagrywek Davida, a tego nigdy za wiele w Chastain. Do grona ciekawych kompozycji z pewnością warto zaliczyć energiczny „Its too late for yeasterday” z wyraźnymi wpływami Judas Priest. Nie ma co ukrywać talentu Davida i jego umiejętności jako gitarzysty, lecz trzeba się tym chwalić. Nic więc dziwnego, że zespół umieścił na płycie instrumentalny „827”, który pokazuje na co stać Davida. Dzieje się sporo i szkoda tylko że nie pokoszono się o jakiś bardziej wyrazisty motyw prowadzący. Najciekawszym utworem na płycie jest bez wątpienia agresywny, klimatyczny „The wicked are restless” z wyraźnymi wpływami neoklasycznego heavy/power metalu. Marszowe tempo i ciekawy główny motyw sprawiają że kompozycja tętni swoim własnym życiem. Tutaj mamy wszystko to za co kochamy ten band. Zespół nie zapomina o swoich korzeniach i tradycyjnym amerykańskim heavy metalu co potwierdza w nieco toporniejszym „The 7th of never”. W tamtych Chastain przede wszystkim zaskakiwał bardziej wyszukanymi, chwytliwymi melodiami i klimatem. Dobrze to uchwycono w pomysłowym „Take Me Back in Time”. Sama konwencja, styl przypomina „The King has the power”. Całość zamyka klimatyczny i bardziej epicki „Forevermore” w którym dzieje się całkiem sporo.

Chastain wydając ten album pokazał, że jeszcze nie wykorzystali wszystkich pomysłów i że są silnym zespołem, w którym drzemie spory potencjał. Trzeci album w ich dyskografii był nieco słabszy od kultowego „Ruler of the Wasteland”, ale to wciąż heavy/power metal na wysokim poziomie. Dla takich kawałków jak „Wicked are restless” czy „Take Me back In Time” warto znać ten album, zwłaszcza że to jeden z tych najlepszych wydanych przez amerykańską formację.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz