Jednym z największych
przedstawicieli chrześcijańskiego metalu jest bez wątpienia
amerykański band Stryper. Nie zawsze tematyka tego typu pasuje do
heavy metalowego świata i czasami to się wręcz gryzie. W przypadku
jednak Stryper jest zupełnie inaczej. Zespół umiejętnie
łączy te dwa światy i misja szerzenia wiary, chrześcijaństwa
poprzez muzykę heavy metal wychodzi im bardzo dobrze. Nie
przeszkadza taka tematyka dopóki sam zespół tworzy
dobrą muzykę i kiedy wszyscy są zadowoleni. Stryper zawsze należał
do kapel typu rzemieślniczych, które nagrywają solidne
albumy, ale bez większego szału. Wydali nie małą liczbę albumów,
ale nie wszystko jest na wysokim poziomie. Wydany w 2013” No more
Hell to Pay” był tylko dobry, a jak jest z nowym „Fallen”?
Jest to nic innego jak
mieszanka tradycyjnego heavy metalu i rocka, w którym można
doszukać się wpływów Def Leppard czy Dokken. Zespół
umiejętnie miesza te dwa gatunki, jednocześnie stawia na tradycyjne
brzmienie i rozwiązania. Na tym polega urok tego bandu i na nowym
albumie jest tego pełno. Jak się okazuje zespół nieco
podniósł poprzeczkę względem „No more hell to pay”.
Pojawia się więcej hitów, więcej atrakcyjnych motywów,
a cała płyta tętni życiem. Mamy utwory szybkie, ostre, pełne
luzu i rockowego szaleństwa. Urozmaicenie i przy tym równy
poziom. Poprzedni album był naprawdę dobry, ale czegoś jednak
brakowało. Nowy album zaskakuje od samego początku. Zaczyna się od
rozbudowanego i podniosłego „Yahweh”. Tutaj
wokalista Micheal pokazuje jak się rozwinął wciągu ostatnich lat.
Śpiewa techniczne i wkłada w to całe swoje serce. Świetnie się
tego słucha, zwłaszcza kiedy w tle słychać dobrą pracą gitar.
Jest nacisk położony na melodie, na nutkę finezji, na klasyczne
brzmienie. Dobrym rozwiązaniem są liczne przejścia i dość proste
motywy, które od razu przemawiają do słuchacza. Tytułowy
„Fallen” to krótki i treściwy kawałek,
który przypomina poniekąd stary Judas Priest. Jeszcze
mocniejszy w swojej konwencji wydaje się toporniejszy „Pride”.
Hard rock pojawia się w wielu miejscach i dobitnie to słychać w
rytmicznym i luźniejszym „Big Screen Lies”.
Jeszcze lepiej wypada marszowy „Heaven”, który
przypomina ostatni album Praying Mantis czy Magnum. Lżejszy jest
rockowy „Love You like i Do”, który
napędzany jest finezyjnymi solówkami, które ukazują w
pełni talent duetu gitarowego tworzonego przez Micheala i Oza Foxa.
Bardzo pięknymi kawałkami są te przepełnione AOR i właśnie
tutaj wyróżnia się spokojniejszy „All over Again”
czy „After Forever”. Zespół kiedy trzeba
potrafi przyspieszyć i otrzeć się o speed/power metal tak jak to
jest w „Till i get what i need”. W podobnej
konwencji utrzymany jest chwytliwy „Let there be light”.
Idealnym podsumowaniem płyty jest agresywny „Kings of The
Kings” i właśnie taki jest ten album jak ten utwór.
Zaskakujący, świeży, pełen wigoru i polotu.
Wiele fanów muzyki
heavy metalowej przekreśliło już dawno Stryper. Nie przekonywała
może forma przekazu, nieco rzemieślnicze granie czy też tematyka?
Stryper wyszedł naprzeciw oczekiwaniom słuchaczom i w efekcie
nagrał album zróżnicowany, pełen energii i przesiąknięty
dobrymi hitami, które zapadają w pamięci. Dawno Stryper nie
brzmiał tak mocno i nie grał na takim poziomie. To się nazywa
odrodzenie. Polecam bo jest to jedno z większych tegorocznych
zaskoczeń.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz