Dzieckiem NWOBHM jest bez
wątpienia brytyjska formacja Holocaust, która w latach 80
stworzyła swój własny, nie powtarzalny styl, który
zainspirował kolejne pokolenie muzyków. Wystarczy przejrzeć
katalog Gamma Ray czy Metallica. Ta formacja powstała w 1977 r i
nagrała wiele ciekawych albumów, które tylko
potwierdziły klasę zespołu. Potem różnie to z nimi było,
ciężko było doczekać się kolejnych albumów, a przecież
końcówka lat 80 była burzliwa dla zespołu. Ostatnie
wydawnictwo ukazało się w 2003 r. „Primal” nie był szczytem
ich możliwości, więc wciąż fani czekali na jakiś konkretny
album ze strony Brytyjczyków. 12 lat przyszło czekać na 8
wydawnictwo grupy i „Predator” zasługuje na uwagę zwłaszcza
jeśli pamiętamy stary dobry Holocaust.
To już nieco inny
zespół. Ze starego składu został właściwie John Mortimer,
który pełni rolę gitarzysty i wokalisty. Słychać, że lata
wpłynęły na jakość wokalu Johna, ale to wciąż Holocaust taki
jaki znamy z lat 80. Nowa sekcja rytmiczna tknęła troszkę życia w
muzykę brytyjskiej formacji. Niby lata upłynęły a wciąż zespół
pozostał przy swoich cechach, wciąż stawiają na mroczny klimat,
na mocne, nieco ponure riffy i zadziorność. To wciąż się
sprawdza, zwłaszcza kiedy dany wypełnia nutka przebojowości. Płyta
nie jest perfekcyjna, bo są momenty kiedy słychać niedopracowanie
i brak zdecydowania ze strony muzyków. Mroczna okładka nasuwa
album death/black metalowa co wcale nie współgra z tym co
słyszymy. Klimat rzeczywiście jest taki jak na okładce, ale muzyka
nie jest ponura i bez wyrazu. Mamy bowiem liczne chwytliwe melodie i
proste riffy, które wpadają w ucho. Dobrze to odzwierciedla
nieco toporny „Predator”, który otwiera
album. Bardziej klasyczny wydźwięk ma „Expander”,
który ma nutkę hard rockowej maniery i mamy tutaj większej
ilości NWOBHM. Właśnie taki Holocaust fani kochają. Jednym z
ciekawszych kawałków na płycie jest „Lady Babylon”
przesiąknięty Black Sabbath i Angel Witch. Marszowe, ponure tempo
sprawdza się idealnie w tym kawałku. Płytę ożywia z pewnością
ostrzejszy „Shiva”, który przypomina
klasyczne kawałki Holocaust. Jest to też przykład, że na krążku
roi się od dobrych riffów, ale wszystko jest jakieś ospałe
i bez takiej ikry. Brakuje takiej lekkości i przekonania muzyków.
Solidnym kawałkiem jest też „Revival”, ale najciekawiej wypada
pogodny „Shine out”, który jest przykładem
rasowego przeboju. Szybsze tempo, mocniejszy riff i już utwór
zyskuje na jakości.
Holocaust powrócił
i może nie zawiódł, ale świata też nie rzucił na kolana
swoim nowym albumem. Słychać, że jest to ten znany nam dobrze band
grający NWOBHM, choć już swój blask jakby nieco stracił.
Grają solidny heavy metal z domieszką NWOBHM i właściwie nic
ponadto. Fani heavy metalu lat 80 i samego Holocaust powinni
zaznajomić się z tym wydawnictwem. Warto.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz