Pierwszy album fińskiej formacji Lost Society był bardziej speed
metalowy niż thrash metalowy i pokazał, że zespół jest
zgrany i drzemie w nim potencjał. „Terror Hungry” z 2014r
wzbudził większe zainteresowanie bo już był bardziej thrash
metalowym wydawnictwem. Sam zespół rozwinął się i
zaprezentował dość ciekawy styl, który jest mocno wzorowany
na twórczości Megadeth, Kreator, czy Exodus. Czego można się
spodziewać po „Braindead” z 2016 r?
Dostajemy w zasadzie kontynuację tego co słyszeliśmy na poprzednim
wydawnictwie. Jest agresja, mocne i dopracowane brzmienie, duży
nacisk położony na technikę i thrash metalowy feeling. Wszystko
przerysowano z poprzedniego albumu. Wciąż Sammy odgrywa
najważniejszą rolę i bez niego Lost Society nie byłby soba. To
właśnie jego specyficzny i zadziorny wokal, to właśnie jego
oddanie starym thrash metalowym albumom, jego pasja do gatunku i
umiejętność tworzenia kompozycji sprawiła, że zespół
stał się rozpoznawalny. To dzięki niemu są w tym punkcie którym
są. W porównaniu do poprzednich albumów to jego głos
brzmi bardziej profesjonalniej i słychać że się rozwija.
Największy progres jest w sumie w partiach gitarowych. Te są
dopracowane, urozmaicone, złowieszcze i agresywne. Wszystko zagrane
z dbałością o technikę i thrash metalowy feeling. Nie ma mowy o
porzucenie swoich korzeni na rzecz nowoczesnych rozwiązań. Co może
zaskoczyć? Nieco punkowy „Riot”, który
momentami przypomina taką próbę stworzenia czegoś na miarę
Death Angel. No nie do końca to wypaliło. „I am The
Antidote” to z kolei bardziej toporny i zarazem heavy
metalowy kawałek. Najlepiej zespół wypada w typowym thrash
metalowym łojeniu. Właśnie taki „Mad Torture”,
czy nieco marszowy „Hollow
eyes” są motorem napędowym tej płyty i jej główną
atrakcją. Jak ktoś lubi nieco speed metalowe granie przesycone
Exodus ten polubi rozpędzony i złowieszczy „Rage me up”.
Na płycie jest pełno udanych i godnych uwagi zagrywek gitarowych,
które zabierają nas w sentymentalną podróż do lat 80
czy 90. „Hangover Activator”, który
przypomina nieco Kreator to dobry przykład takiej wycieczki w
przeszłość. Kawał dobrej roboty odwala sekcja rytmiczna co
zresztą piętnuje to w rytmicznym „PST 88”. Na sam
koniec zespół serwuje nam ciekawą wersję „Terror
Hungry”.
Kolejny album Lost Society odnotowaliśmy. Posłuchamy, po przeżywamy
przez jakiś czas, lecz prawda jest taka, że za jakiś czas mało
kto będzie pamiętał o tym albumie. Jest dobry, nawet bardzo dobry,
ale niczym specjalnym się nie wyróżnia. Ot co kolejny nieco
oklepany thrash metalowy album. Lost society kontynuuje to co już
zaczął na poprzednim albumie i póki co dobrze radzą sobie.
Pytanie tylko jak długo uda im się pociągnąć? Pożyjemy
zobaczymy.
Ocena: 7/10
Oj, wydaje mi się, że te 7/10 to jednak trochę za dużo. Ja słyszałem całkiem sporo gubienia rytmu na tej płycie.
OdpowiedzUsuńAlbum po prostu jest solidny, ale fakt nie jest to płyta która rzuca na kolana
UsuńJest solidny, ale nie powala. Ot, taka płytka do przesłuchania na raz czy dwa.
OdpowiedzUsuńMoim światem nie wstrząsnęła ta płyta, ale fakt, miło się jej słucha.
OdpowiedzUsuń