Strony

wtorek, 15 marca 2016

SEVENTH AVENUE - TALES OF TALES (1996)

To czego brakowało na debiucie Seventh Avenue znalazło się na drugim wydawnictwie tj „Tales of Tales”. Więcej power metalu, większa przestrzeń w kompozycjach, większa różnorodność w obrębie samego materiału i w końcu większa dojrzałość. Skład pozostał ten sam, ale mamy pewne zmiany w szacie graficznej. Już pojawiają się te charakterystyczne okładki dla tego zespołu. Klimat fantasy i taka miła dla oka kolorystyka. Jednak czy upływ czasu i większe doświadczenie Herbiego i spółki wystarczyło by nagrać bardzo dobry album?

Jasne drugi krążek niemieckiej formacji jest o wiele ciekawszy i nawet kiedy zespół gra wolniej to jest to muzyka na wysokim poziomie. Zespół zyskał na pewności, jeszcze bardziej ukształtował swój styl, swój pomysł na power metal. Znaleźli swój styl i teraz już wiedzą jak zadowolić słuchacza. Seventh Avenue potrafi zaskakiwać i wykroczyć poza sztywne ramy power metalu co pokazuje nie jeden raz. Ballada „Where Are You”, która próbuje ukazać emocjonalne oblicze zespołu to jeden z takich przykładów. Herbie postawił na finezję, na baśniowy klimat, a także na nawiązanie do Queen, Rainbow czy Axel rudi Pell. Może się to podobać, pomimo że sam charakter kawałka odbiega od całego albumu. Najważniejsze, że łapie za serce i zapada w pamięci. Drugim spokojnym i lekkim utworem na płycie jest komercyjna ballada „Grave of Heart”. Nagrać godne uwagi ballady, które porwą swoim klimatem i formułą nie jest tak łatwo, ale tutaj zespół wywiązał się i to z nawiązką. Seventh Avenue to jednak specjaliści w graniu power metalu i nie da się ukryć, że znacznie korzystniej wypada w szybkich, energicznych power metalowych kawałkach. Na płycie roi się od zapożyczeń z twórczości Running Wild czy Gamma Ray. Tym razem jednak zespół postawił na większą ilość power metalu i bardziej pomysłowe motywy, co przyczyniło się do tego że sam album zyskał na atrakcyjności. „Prolog” jest magiczny i bardzo dobrze wprowadza w świat Seventh Avenue i „Tales of Tales”. Minął rok a słychać jak zespół dojrzał od wydania debiutu. Większa agresja, pewność siebie, umiejętność bawienia się melodiami i motywami. Od strony partii gitarowych też jest znacznie ciekawej niż na debiucie. Jest różnorodność bawienie się tempami i emocjami, nie ma też wałkowania jednego motywu w kółko co cieszy. 6 minutowa petarda „Tales of Tales” to kwintesencja europejskiego power metalu, a także bardzo udany hołd dla Gamma ray, ale tej znanej nam z lat 90. Utwór jest niezwykle melodyjny i od samego początku dostarcza sporej frajdy przez dynamikę i przebojowość. Seventh Avenue w końcu dojrzał i partie gitarowe brzmią agresywnie, zadziornie i pomysłowo. Taki rozpędzony „Heavens Tears” jest mocno zakorzeniony we wczesnym Helloween z okresu „Walls of Jericho”. Herbie brzmi jak Kai i warstwę instrumentalną ukształtował na wzór tamtego albumu. Kolejny hit na płycie. Utworów o tytule „Time” już w metalu troszkę powstało. Jednak kawałek Seventh Avenue to jeden z tych najciekawszych. Power metalowa petarda, która jest hołdem dla Gamma Ray czy właśnie wczesnego Helloween. Bardzo urozmaicony jest „Temptation”, w którym dzieje się naprawdę sporo. Są liczne przejścia, wariacja na temat progresywnego metalu. „Iron Man” to nie cover Black Sabbath, a kolejna power metalowa petarda, która poza elementami Helloween przemyca cechy Wizard, czy nawet Iron Maiden. Podoba mi się praca gitary na tej płycie, to jak Herbie się bawi i to ile ciekawych fajnych melodii zostało przemycone. Zespół gra lekko i z miłości do muzyki, jest to gra prosto z serca. Dobrze to uchwycił dość radosny „Pink Elephant”. Znalazło się miejsce na nutkę epickiego metalu co zespół pokazuje w „This night”. Nawet cover The Sutherland Brothers Band w postaci „Sailing” wyszedł znakomicie.

Jeden z najlepszych albumów Seventh Avenue, jeden z najciekawszych albumów jakie wyszły w 1996r, no i jeden z tych albumów, który zapisał się w historii power metalu. Bardzo dobra mieszanka Gamma Ray, Helloween i Running Wild. Płyta jest od początku do końca przemyślana i nie ma tutaj miejsce na przypadek. Każdy utwór to prawdziwa frajda i ucieczka do klasyki gatunku. Secenth Avenue rośnie w siłę, a to dopiero rozgrzewka i jeszcze przed rozwiązaniem nagrali kilka bardzo dobrych albumów o których też trzeba pamiętać. Power metalowa perfekcja.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz